poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Od Ceiviry CD. Serine'a

Gdy razem z Serinem przekroczyłam próg jaskini, oniemiałam. Wyglądała nieziemsko. Uprzątnięto ją chyba dosłownie  sekundę temu, ponieważ nie zauważyłam nawet drobinki kurzu. Była niezwykle starannie umeblowana. Wokół rozchodził się zapach fiołków, a pod ścianą znajdowało się posłanie dla dwojga.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - uśmiechnęłam się.
- Wiesz, ja w tej chwili potrafię myśleć tylko o jednym - powiedział ze wzrokiem utkwionym w kąt.
- Zdrzemniemy się spokojnie na trzy godziny, a potem pewnie czeka nas uczta - zaśmiałam się.
Basior nie potrzebował już dodatkowej zachęty. Dosłownie rzucił się na posłanie, po czym poklepał miejsce obok siebie. Dołączyłam do niego, a ten objął mnie delikatnie i zaraz oboje odpłynęliśmy do krainy snów.
***
- Cei, pora wstać - usłyszałam miękki głos.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Serine'a. Już niedługo będę się budzić koło niego każdego dnia. Moje serce aż podskoczyło do góry na tę myśl.
- I kto by pomyślał, że wstaniesz pierwszy - szturchnęłam go lekko.
- Ej, nie jestem aż takim śpiochem! - udał obrażonego.
- Oj, no przecież wiesz, że żartowałam - pocałowałam go w policzek na zgodę.
- Wybacz - skwitował, przejeżdżając łapą po moim pysku. - Musimy się przygotować.
Kiwnęłam, po czym podeszłam do lustra. Poprawiłam spokojnie włosy, sterczące mi na łbie i w zasadzie byłam już gotowa. Obejrzałam się z każdej strony. "Chyba jest w porządku" pomyślałam. Odwróciłam się. Basior wpatrywał się we mnie tymi swoimi szmaragdowymi ślepiami. Rozpływałam się w tym spojrzeniu. Podszedł do mnie i przeleciał mi łapą po czuprynie, zostawiając coś na niej.
- Przejrzyj się teraz - poradził.
Zrobiłam, co kazał. Kosmyki moich perłowych włosów oplatały przepiękny fiołek. Kwiat idealnie podkreślał barwę moich oczu. Uśmiechnęłam się lekko. Czułam się tak niesamowicie lekko.
- Dziękuję - wyszeptałam.
Przytuliłam go, a po chwili do moich uszu wkradł się jakiś szelest. Odsunęłam się od basiora i właśnie w tym momencie u wylotu jaskini pojawiła się jakaś wadera.
- Rorelle prosi was na kolację - oznajmiła przyjaźnie.
Ramię w ramię wkroczyliśmy na wielką polanę, gdzie zebrała się chyba cała wataha. Zajęliśmy honorowe miejsca obok Rorelle i Zaheera. Wszędzie było słychać gwar rozmów. Spojrzenia wielu zebranych utkwione były w naszą dwójkę. Mimo że tłum nigdy mi nie przeszkadzał, to dziś czułam się jakoś niekomfortowo.
- Kochani, w jakiej sprawie się tu zjawiliście? Bo wydaje mi się, że nie są to zwykłe odwiedziny - zagadnęła wadera śpiewnym głosem.
Wymieniliśmy z Serinem porozumiewawcze spojrzenia. Chwycił moją łapę w swoją, po czym oznajmił:
- Mamo, Cei i ja chcemy się pobrać.
Usłyszałam głośny pisk Rorelle.
- To wspaniała wiadomość! - krzyknęła i uścisnęła nas oboje. - Moi drodzy, mój syn się żeni! - ogłosiła radośnie.
Mój pysk okrył się rumieńcem, gdy wszyscy zaczęli bić brawo. Kiedy w końcu odważyłam się spojrzeć na wilki, dostrzegłam Caine'a, który wstał od stołu i po prostu sobie poszedł. Poczułam coś dziwnego, jakby ukłucie. Odprowadzałam go przez moment wzrokiem, ale moją uwagę znowu zwróciła alfa.
- Zobaczycie, zorganizuję wszystko, jak należy. To będzie niezapomniany dzień! - w jej głosie dało się słyszeć tyle euforii.
To w jakiś sposób mnie podbudowało. Od czasu poprzedniego, nieudanego ślubu nasza relacja się poprawiła. Teraz wiedziałam, że wadera akceptuje mnie w 100%.
- Wszystko dobrze? Jakoś słabo wyglądasz - stwierdził Serine.
- Tak, tak. To chyba tylko ten gwar. Pójdę się przejść, zaraz wracam - oznajmiłam, po czym wstałam z miejsca, ucałowałam go delikatnie i odłączyłam się od reszty.
Szłam chwilę, rozmyślając o ostatnich wydarzeniach, najszczęśliwszych w moim życiu. Już za kilka dni miałam poślubić basiora, którego kocham ponad wszystko. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam konkretnie, gdzie idę. Chłodne powietrze oplatało całe moje ciało, a gwiazdy migotały radośnie na niebie. Wreszcie zatrzymałam się przy niewielkim jeziorze. Przez moment błądziłam łapą po gładkiej tafli. Miałam już wracać, gdy usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Naprawdę chcesz go poślubić?
Odwróciłam się. To był Caine. Westchnęłam.
- Tak, to postanowione - zapewniłam go.
- Na pewno dobrze to przemyślałaś? Chcesz być z kimś takim? - zapytał.
- Co znaczy takim? - uniosłam brew.
- Mówiłem ci już. Jest wybuchowy, nie panuje nad sobą. To morderca. W dzieciństwie przecież zabił tyle...
- STOP! - wrzasnęłam. - Nie chcę o tym słyszeć, rozumiesz?! Kim ty jesteś, żeby go oskarżać?!
Basior spuścił łeb. Wiedział, że przekroczył granicę. Posunął się za daleko...
- Cei, ja przepraszam...
- Nie pozwolę, by ktoś tak o nim mówił, jasne?! To dobry, troskliwy i kochający wilk. Nie znasz go, nie wiesz przez co przeszedł, więc nie masz prawa go oceniać!
Basior skierował wzrok na coś, co było za mną, jednak ja się nie odwróciłam.
- Ale... - zaczął.
- Żadnych 'ale'. Byłam cierpliwa, ale nie pozwolę oczerniać Serine'a. Myślisz, że takie pranie brudów zniweluje moją miłość? Mylisz się. Musiałbyś poruszyć niebo i ziemię, a nie wiem, czy nawet to by pomogło. Mam do ciebie prośbę. Nie pokazuj się na ślubie i nie próbuj nawet ze mną rozmawiać. Nie chcę już więcej słyszeć tych bzdur - zakończyłam i odwróciłam się napięcie.
Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam stojącego za mną Serine'a. Spuściłam łeb. Co on sobie o mnie pomyśli?

<Serine? Nasz perłowy <3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz