piątek, 20 marca 2015

Od Ecclesi CD. Matta

- Matt. - chwyciłam basiora za łapę spoglądając prosto w jego pełne łez, przenikliwe oczy. - Ile razy mam Ci powtarzać: możesz wybrać Hamonę, możesz  nie wybierać nikogo, może zastanawiać się prszez calusieńką wieczność, ale co ci, do cholery, strzeliło do głowy, żeby popełniać samobójstwo?!
- Ja... - zaczął zakłopotany basior i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła siebie, jakby szukał drogi ucieczki przed moim surowym spojrzeniem.
- Och, przestań zachowywać się jak baba! - powiedziałam rozzłoszczona. Basior sam nie wiedział, czego chce. - Wiesz co by się stało, gdybyś się zabił?
     Matt pokręcił przecząco głową.
- Jestem pewna, że Hamona skoczyłaby z mostu, żeby cię dogonić! A teraz rusz dupsko i idź ją przeprosić, bo sama uważam, że potraktowałeś ją okropnie. - wskazałam głową na wyjście.
- Ale... - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Nie ma żadnego „ale”! Idź i ją przeproś. - burknęłam.
- Ale ja nie mogę chodzić... - westchnął nieco zmieszany basior.
- Hmpf... - westchnęłam. - W takim razie sama po nią pójdę. A ty tu siedź. [...] I czekaj.
     Mówiąc to wyszłam z jaskini łapiąc w swoje płuca łyk zimnego, orzeźwiającego powietrza. Ruszyłam w stronę lasu, aby odnaleźć Hamonę. W tym czasie rozmyślałam nad tym, co się przed chwilą stało... dlaczego potraktowałam Matta tak ostro? Dlaczego zależało mi na tym, żeby zobaczył się z Hamoną i żebyśmy wszystko sobie wyjaśnili? Dlaczego wiedziałam, że nie będę odczówać smutku, kiedy wybierze Hamonę? Bo będzie szczęśliwy? Bo ja będę szczęśliwa? Że on jest szczęśliwy? Nie dokońca byłam pewna, czy to tak działa... no cóż.
    Po kilku minutach szukania odnalazłam Hamonę nad wodopojem. Chodź nigdy nie poznałam jej osobiście, wiedziałam, że to ona. Matt opowiadał mi o niej bardzo dużo. Podeszłam do niej niepewnie i usiadłam obok niej.
- Czego chcesz?! - mruknęła niezadowolona ukrywając głowę w ramionach i odwracając się ode mnie plecami.
- Jesteś smutna? - zapytałam ze współczuciem w głosie.
- Nic ci do tego... - burknęła czarnowłosa wadera.
- Czy... czy chodzi o basiora? Jakiś zawód miłosny? - postanowiłam przycisnąć.
- Skąd to wiesz? - wadera wyglądała przez chwilę na poruszoną, ale poten iskra w jej oku zgasła i odrazu się poprawiła: - Nic ci do tego...
- Matt chce cię widzieć, bo chce ci przekazać bardzo ważną informację. - zdecydowałam się zaczepić rozmowę.
- Ecclesia? - Hamona popatrzyła na mnie z obżydzeniem, jak bym była jakimś zombie, albo jakąś ochydną kreaturą.
- Słuchaj... - zaczęłam. - Ja naprawdę nie mam nic przeciwko tobie... tak jakoś wyszło... zakochałam się i w ogóle... no... w każdym razie... uważam, że jesteście dla siebie przeznaczeni... dwie mroczne dusze... jedyne, które są w stanie zrozumieć siebie nawzajem.
- Nie obchodzi mnie to... teraz niech przyjdzie przeprosić. - nadąsała się wadera. Miałam ich dość... całej dwójki... zwariować można... co ja? Swatką jakąś jestem?!
- Matt bił się z wilkiem żywiołów i został śmiertelnie ranny. Leży w łóżku w swojej jaskini, cały połamany, zostało mu zaledwie kilka minut życia i chce powiedzieć TOBIE ostatnie słowa. - powiedziałam bez entuzjazmu. Chyba jedyna metoda, która odobraża obrażonych...
- Co?! - Hamona zerwała się na nogi i zaczęła się nerwowo rozglądać. - Gdzie?! Gadaj!
I złapała się w płapkę...
- Chodź za mną, pokażę ci...

<Hamona? Matt?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz