poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Serine'a CD. Ceiviry

Wpatrywałam się w jego piękne, zielone tęczówki. Tak dawno tego nie robiłam... Zapomniałam już, jakie to wspaniałe uczucie. Poczułam znów to miłe kołatanie serca. Nagle mój umysł ogarnęło dziwne uczucie. Mina mi trochę zrzedła. 
- Coś się stało? Źle się czujesz? - miałam wrażenie, że Serine zaraz wpadnie w panikę. 
- Spokojnie, wszystko w porządku. Tylko... Wydaje mi się, że powinnam o czymś pamiętać, wiesz? Jakieś wspomnienie nie daje mi spokoju. Nie mogę sobie go przypomnieć. Ale to nic. Jak przestanę o tym myśleć, to na pewno wróci - uśmiechnęłam się. 
- Heh, na pewno... - powiedział lekko zdenerwowanym głosem. 
Postanowiłam go nie pytać o ten dziwny ton. Dopiero co wróciłam i chciałam spędzić miły dzień. Wtem usłyszałam burczenie w brzuchu. 
- Jeden już się domaga jedzenia. Chodź mój kocmołuchu, upolujemy coś - rzekłam, po czym lekko szturchnęłam go w ramię. 
Serine uśmiechnął się. Potem oboje wyszliśmy z zamku i udaliśmy się do lasu. Na ziemi nie leżał już śnieg. Cała okolica spowita była zieloną trawą. W powietrzu pachniało już wiosną, mimo że ta miała nadejść dopiero za jakiś czas. Pod wysokimi drzewami gdzie niegdzie dostrzegałam kwiaty. Wtem do moich uszu przedostał się piękny śpiew nieznanego mi ptaka. Zaczęłam nucić melodię, po chwili tak się rozkręciłam, że nucenie zamieniło się w głośne śpiewanie. Nie przeszkadzała mi w tym nawet obecność Serine'a. Nagle stanęłam jak wryta. Ucichłam zupełnie.
 - Słyszałeś to? Ja... Śpiewałam! Klątwa zniknęła! To znaczy, że mam już moce! - nie dowierzałam. 
Basior uśmiechnął się szeroko, a ja cieszyłam się jak mały szczeniak. Puściłam z radością w dal fale dźwiękowe. Te po chwili wróciły do mnie i przekazały odpowiednie informacje. 
- Ja naprawdę mam moc! - wykrzyknełam. 
Moje pokłady euforii były tak wielkie, że musiałam je na kimś wyładować. Rzuciłam się więc na pierwszą, żywą istotę. Zrobiłam to z taką siłą, że aż przewróciłam Serine'a. 
- Ech, przepraszam - rzekłam zakłopotana.
 - Nic się nie stało. Nie mam nic przeciwko - uśmiechnął się. 
Użyłam skrzydeł, żeby się z niego wygramolić. Spojrzałam na basiora. Widać było, że cieszył się wraz ze mną. Wtedy jak nigdy rozpłynęłam się na jego widok. Jakie miałam szczęście, że stał tu teraz, obok mnie. Mój największy skarb... Cenniejszy od złota i klejnotów, wszystkich skarbów świata razem wziętych. Uśmiechnęłam się lekko.
 - Chodź za mną. Namierzyłam już nasz obiad - powiedziałam. 
Basior posłusznie podążył za mną. Chwilę potem dostrzegłam cztery, dorodne jelenie. Tak dawno na nic nie polowałam. Patrzyłam na polanę tęsknym wzrokiem. Po dwóch tygodniach spędzonych w łóżku każda czynność sprawiała mi o wiele większą przyjemność niż normalnie.
- Serine?
 - Tak? 
- Czy mogłabym...? - nie wiedziałam, jak zacząć. 
- No, jasne - rozpromienił się. 
Posłałam mu życzliwe spojrzenie. Domyślał się, co chcę powiedzieć, rozumiał mój zapał do tej 'roboty'. Zakradłam się cichutko do zdobyczy. Falami dźwiękowymi zwabiłam ją bliżej mnie. Po chwili wyskoczyłam z zarośli i uśpiłam towarzystwo słodką kołysanką, ale na krótko. Wtedy właśnie wkroczył Serine. Pomógł mi 'zająć się' naszym obiadem. Nie minęło dużo czasu, a my już siedzieliśmy nad wodopojem i zajadaliśmy się jeleniami. Nawet nie przypuszczałam, że byłam taka głodna. Pochłonęłam je w mgnieniu oka, tak samo jak basior. 
- Smakowało? - zapytał z radością. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłam błogim głosem. 
- To co teraz robimy? 
Chwilę się namyślałam. Wtedy do głowy wpadł mi ciekawy pomysł. Podeszłam do Serine'a. Spoglądałam na niego tajemniczo. W duszy aż śmiałam się na samą myśl o tym, co za chwilę zrobię. 
- Hmm... Moglibyśmy na przykład... - zaczęłam zalotnie. 
Zielonooki uniósł jedną brew. Takiej mnie jeszcze nie widział. Znajdowałam się coraz bliżej i bliżej, a wtem popchnęłam go. Mina basiora była bezcenna. Wpadł do wody z łoskotem. Ja stałam na brzegu i turlałam się ze śmiechu. Tak mi tego brakowało. Serine spoglądał na mnie krytycznym wzrokiem i z dezaprobatą kiwał głową. 
- Ej, przecież to tylko żart - rzekłam. 
Basior pozostawał niewzruszony. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Zbliżyłam się do brzegu. Spojrzałam na niego wzrokiem zbitego wilka. 
- Chyba się nie gniewasz, co? - zapytałam i spuściłam głowę. 
Wtem poczułam ostre szarpnięcie za łapę. Sekundę później ja również znalazłam się w wodzie. Teraz to Serine zanosił się śmiechem. 
- To nie fair, nabrałeś mnie - zaśmiałam się wesoło i posłałam na niego strugę wody. 
Po chwili ta mała zabawa zamieniła się w prawdziwą, wodną bitwę. Dawno się tak nie uśmiałam. Kiedy już obydwoje opadliśmy z sił, wyszliśmy na brzeg. Położyliśmy się na miękkiej trawie obok siebie. Byliśmy przemoczeni po same kosmyki sierści. Oparłam głowę o ramię basiora. Dawno nie miałam tak beztroskiego dnia. 
- Dziękuję ci - wyszeptałam. 
- Mnie? Za co? - zdziwił się. 
- Za to, że jesteś. Śmiejesz się razem ze mną, opiekujesz się, troszczysz. Jesteś wspaniały. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że siedzisz tu teraz obok mnie. 
- I wzajemnie, Cei. Nie wybaczyłby sobie, gdyby cokolwiek ci się stało. Nie przeżyłbym tego... - powiedział, wpatrując się w moje oczy. 
- Nie bój się. Nigdzie się nie wybieram - uśmiechnęłam się i położyłam mu łapę na policzku. 

<Serine?>

1 komentarz: