Nie ważyłam się nawet odwrócić wzroku od małej sadzawki. Trawiłam w głowie wszystkie te nowe informacje. Wiele z nich przyprawiało mnie o gęsią skórkę. Przypominał mi się White, gdy usłyszałam choćby najmniejszą wzmiankę o śmierci. Chciałam mu uwierzyć, ale coś mnie blokowało. Spojrzałam na niego raz jeszcze. Nie wydawał się być groźny, a jego przemowa była niezwykle wiarygodna. Nie miałam podstaw, żeby nie wierzyć chociażby w jej część. Westchnęłam. Po chwili powzięłam pewne postanowienie.
- Wierzę ci, Lost, a przynajmniej się staram - na te słowa wilk trochę się rozpromienił.
- Dziękuję - powiedział cicho.
- Jest jednak jedno "ale". Nie miej mi za złe, gdy będę zachowywać się wobec ciebie... Hmm... No nie wiem. Dziwnie? Rzadko ma się u boku wilka, który może cię zabić siłą woli - odparłam przyciszonym głosem.
- Nie będę się nawet wtedy dziwił. To zrozumiałe, że się boisz.
- Co to, to nie. Nie boję się, tylko czuję się trochę nieswojo. Pamiętaj o jednej, myślę że najważniejszej rzeczy. To, że ci wierzę, nie znaczy, że ci ufam - to ostatnie zdanie zabrzmiało jakoś dziwnie w moich ustach.
- Nie musisz, nie oczekuję tego od ciebie - odezwał się. Miał lekko przygnębiony głos.
- Ale dziękuję, że zdecydowałeś się opowiedzieć mi całą tę historię. Teraz już przynajmniej wiem, z kim mam do czynienia. Nieznanego wilki zazwyczaj bardziej się obawiają - uśmiechnęłam się.
Lost niepewnie odwzajemnił mój uśmiech. Ja wstałam i jeszcze raz podeszłam do drzewa, pilnując się, aby niczego nie dotknąć. Zastanawiałam się w ogóle, czemu ma służyć ta roślina i jakie właściwości posiadają jej owoce. Tajemnice są takie fascynujące! Nagle przypomniałam sobie o demonie. Posłałam wzdłuż jaskini, niewidzialną dla oczu "normalnych" wilków, wiązkę dźwięku. Ta nie powróciła do mnie, co mogło oznaczać, że zagrożenie się oddaliło. Postanowiłam jednak mieć się na baczności.
- Nie ma jakiegoś sposobu na przeszukanie tego drzewa? - zastanowiłam się głośno.
- Obawiam się, że nie. Ale dlaczego w ogóle chcesz je przeszukać? - zapytał.
- Mam dziwne przeczucie, że coś w sobie kryje, ale to tylko przeczucie. Mogłabym wysłać fale dźwiękowe, jednak to chyba nic by nie pomogło. Przecież wszystkie odbiją się od podłoża - stwierdziłam.
Z drugiej strony i tak nie mieliśmy niczego lepszego do roboty. Bałam się opuścić jaskini, bo, mimo że w pobliżu nie było teraz demona, to mógł spokojnie wrócić. Rozwinęłam skrzydła. Po pierwsze zbyt długo siedziały zwinięte, a po drugie chciałam sprawdzić, czy coś przypadkiem nie kryje się na czubku tego drzewa. Spojrzałam na bok i spostrzegłam, że Lost wpatruje się we mnie swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- No, co? Nigdy nie widziałeś latającej wadery? - zaśmiałam się.
- A żebyś wiedziała - odpowiedział uprzejmie.
Przewróciłam oczami i uniosłam się. Wzleciałam aż ponad czubek okazałego drzewa. Nie mogłam dojrzeć pomiędzy jego konarami nikogo, jednak gdy wysłałam falę dźwiękową, ta wróciła do mnie zdecydowanie zbyt szybko. Czyli jednak ktoś tam był! Zleciałam na ziemię, podeszłam do basiora i wyszeptałam:
- Ktoś tam jest, ale bardzo dobrze zakamuflowany. Musimy uważać, mogą nie być przyjaźnie nastawieni.
Losta nie zaniepokoiła ta wiadomość. Pewnie dlatego, że potrafił zabijać spojrzeniem. Siedziałam wyczekująco pod drzewem. Nagle wpadłam na pomysł.
- Wiesz, co Lost? Mam ogromną ochotę spalić tą kupę gałęzi. Co ty na to? - puściłam do niego oczko.
Miałam nadzieję, że to pomoże mi wywabić tych "ktosiów". Jednak przez jakiś czas nic się nie działo. Wtedy zdecydowałam się podejść bliżej pnia i przyglądać mu się z zaciekawieniem.
- Myślisz, że dobrze by się paliło? - zapytałam.
- Och, tak z pewnością - rzekł zuchwale.
Chyba zrozumiał mój plan. Nie musieliśmy długo czekać. Z drzewa zeskoczyło na nas około trzech wilków. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pomysł wypalił. Zmartwiłam się jednak, gdy w łapach nieznajomych zapłonęło niebieskie światło. Przez chwilę w moich oczach można było ujrzeć strach.
- Czego tu szukacie? - zapytał jeden z nich gniewnie.
Spojrzałam na Losta. Wpatrywał się w nich przenikliwym spojrzeniem. Podeszłam bliżej niego i wyszeptałam mu, najciszej jak mogłam do ucha, żeby tamci nie słyszeli:
- Ani mi się waż ich zabijać. Nawet, jeśli zechcą nas pojmać. Rozumiemy się?
Pokiwał twierdząco głową.
- Zabłądziliśmy po prostu. Nie mamy złych zamiarów - odparłam.
Oni spojrzeli po sobie, jakby się naradzali. Po chwili ujrzałam na swoich łapach kajdany, lśniące niebieskim światłem.
- Pójdziecie z nami! - rzekli gniewnie.
Na twarzy Losta malowało się niezadowolenie, ale ja za wszelką cenę pragnęłam poznać tajemnicę drzewa. Gdy podeszliśmy do pnia, otworzyły się tajemne drzwi. Czułam, że razem z Lostem zmierzamy ku nowej przygodzie. Już nie mogłam się doczekać, co nas tam spotka.
<Lost? Wena na poziomie 100000 xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz