Zielone drzewa, piękna piosenka w tle, prawdopodobnie grana na flecie - tym prostym, drewnianym o łagodnym brzmieniu - i śmiechy wilków urządzających zabawę na corocznym festiwalu. Czemu akurat teraz sobie to przypominam?
Potrząsnąłem łbem. Muszę być jakiś nienormalny, skoro chce mi się rozpamiętywać te wszystkie bzdury. Nawet ani razu tam nie byłem. Rodzeństwo opowiadało mi tylko czasami o tym wydarzeniu, niezwykłych zabawach, grach i nagrodach jakie można było tam zdobyć. Przez te wszystkie opowieści mój mózg chyba wytworzył sobie pewnego rodzaju obraz, który od czasu do czasu ukazuje mi się w głowie. Ale to nie tak, że ten festiwal kiedykolwiek mnie interesował.
Odkąd odszedłem z tego pustostanu, potocznie zwanego Watahą Klanu Arkan, czuję się znakomicie. Niczym przeżuty i zgryziony klapek. Pomijając fakt, że od paru tygodni chodzę bez sensu, na swojej drodze nie spotkałem niczego co ma większy mózg od pasikonika. Krzewy i trawy to istotnie największa "warstwa społeczna" tego terenu. Znajdziemy tu niezliczone ilości rodzaje mchów - od zielonego aż po fioletowy! - mnóstwo suchorośli no i oczywiście kamieni. Drzewa i większe krzaki jakoś nie mają powodzenia, chodź pojedyncze sztuki się zdarzają.
Pomału zaczynam się zastanawiać czy jak dłużej tu pochodzę, to czy nie zasłużę na miano pustelnika. Nigdy nie byłem specjalnie towarzyski, ale jedzenie owadów też ma swoje granice. Mój żołądek pomału zaczyna protestować przed kolejnymi porcjami - a to zły znak. Przegląd terenu też nic nie dał, co wskazuje na to, że mięsnego posiłku szybko się nie doczekam.
Usiadłem na mojej ulubionej suchej trawie i spojrzałem w niebo. Nagle usłyszałem dźwięk łamanej suchorośli tuż za mną. Czyżby zerwał się wiatr? Odwróciłem się mając nadzieję, że nie będzie to wilk, który przerazi się mojego szkaradnego wyglądu...
<Ktoś CD? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz