Uchyliłem oko. Zobaczyłem, że jestem związany. Otworzyłem je natychmiast i zacząłem rozglądać się nerwowo. Byłem po środku jakiejś wysepki, w jakiejś cichej, ciemnej i ciągnącej się mrocznie wgłąb jaskini. W okół niej rozlewała się czarna woda. Trochę przeraził mnie jej wygląd. Przełknąłem ślinę i biorąc w zęby, rzuciłem przed siebie mały kamyczek. Chwilę poturlał się po ziemi, a potem wpadł z delikatnym pluskiem do wody. Zapadła cisza. Nic się nie stało. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na stalagmit, do którego byłem przywiązany. Spojrzałem na czarną wodę. Zauważyłem, że na brzegu jest jakaś mała, drewniana łódeczka. Nagle rozległ się przeraźliwy wrzask. Okropnie wystraszony spojrzałem w stronę wody. Nagle z chlupotem wynurzyły się z niej dwie, ogromne, pomarszczone, niebieskie macki. Spojrzałem na nie z trwogą w oczach. Puściły się w stronę wpół zamoczonego w wodzie kamienia i wciągnęły go pod wodę. Jeszcze chwilę nie spuszczałem wzroku z lekko pofalowanej tafli mrocznej wody. Nie byłem w stanie drgnąć. Sparaliżował mnie strach... nagle z głębi usłyszałem, że ktoś nawołuje... mnie! Poznałem ten głos. Był to głos Emmy...
<Emma? U mnie na razie na wenę nie ma co liczyć c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz