środa, 10 grudnia 2014

Od Emmy CD. Cole'a

- Dzięki… - odpowiedziałam lekko rozmarzonym tonem. Patrzyłam w błękitne niebo osnute białymi strzępkami skłębionej pary wodnej. – Lubisz patrzeć w chmury? – spytałam nagle.
Cole zastanawiał się przez chwilę, a potem odpowiedział:
- Wiesz, tak szczerze to nigdy się nad tym nie myślałem. Obłoki sobie pływają po niebie jak statki po morzu. I to, i to jest daleko ode mnie, więc rzadko zwracałem na to uwagę.
Popatrzyłam na niego nieprzytomnie. Kim on jest? Co ja tu robię? Czemu nie jestem w mojej Watasze? W mojej jaskini z rodziną i przyjaciółmi? W domu? Co się stało?
Jedyne, co pamiętam dalej to ciemność i ogromny ból w sercu.
***
Najpierw zobaczyłam mały promyczek. Z czasem promyk zaczął się powiększać. Cofnęłam się i poczułam coś zimnego i twardego. Przywarłam do ściany, tak mocno, że aż zabolało. Patrzyłam w promień bardzo uważnie, obserwując każdy jego ruch. W końcu zaczął się cofać. Odeszłam od zimnej ściany i pobiegłam za promykiem. Zobaczyłam szczelinę, przez którą światło dochodziło do jaskini. Nie zastanawiając się wyszłam przez szparę. Oślepiło mnie jasne światło dnia. Mrugałam szybko, by moje oczy przyzwyczaiły się do niego. Kiedy już jako tako widziałam zobaczyłam wokół mnie góry. Sama stałam na pokrytej trawą półce skalnej. Za mną była ciemna jaskinia, a przede mną piękna, zielona dolina. Daleko naprzeciwko mnie, między dwoma górami lśnił tęczą barw przepiękny wodospad, tworząc na dole coś w rodzaju skalistej zatoczki, z której wychodziła mała rzeczka, przebiegająca przez całą dolinę. Po drodze wpadały do niej strumienie z innych źródeł. Gdy patrzyłam na to z góry, przypominało mi to jedną wielką, wodnistą, sieć. Między rzeczkami rosły bujne trawy, a wśród nich wielobarwne kwiaty. Chciałam tam zejść, niestety byłam uwięziona na półce skalnej, która była, swoją drogą, dość duża i przyjemna. Trawa była tutaj jak mięciutki koc, a wśród niej udało mi się znaleźć kępy delikatnych, białych i niebieskich kwiatów. Szkoda, że nie wiem jak się nazywają…
Nagle do mnie dotarło. Nic nie pamiętam! Jak mam na imię? Jak się tutaj znalazłam? Co ja tu w ogóle robię? Nic wiem. Nie pamiętam. Chociaż wytężałam mój mózg najlepiej, jak potrafiłam, nie mogłam nic sobie przypomnieć! Och, o co chodzi?!
Byłam zupełnie zdezorientowana. Położyłam się na trawie i zaczęłam rozmyślać. Nie wiedziałam, ile mam lat, ale nie wyglądałam na małego wilczka. Musiałam już trochę przeżyć. A skoro nic z tego nie pamiętam to znaczy, że ktoś mi wykasował pamięć. Tylko kto i po co? Leżałam pogrążona w zadumie i nagle usłyszałam trzepot skrzydeł. Podniosłam łeb i zobaczyłam czarnego, skrzydlatego basiora. Na szczęście jago pragnieniem nie było ujrzenie mnie martwej.
- Kim jesteś? – zapytałam. – Kim ja jestem?
Wilk uśmiechnął się szeroko.
- Spokojnie. – odpowiedział. – Zaraz wszystkiego się dowiesz.
Poczułam, że powoli wraca mi pamięć. Przed oczami robiło mi się coraz jaśniej, a pustka i ból w serca zaczęły odchodzić. Mam na imię Emma. Mam niecałe 3 lata. Pochodzę z Watachy Niebieskiego Wybrzeża, która już nie istnieje. Moi rodzice zginęli w walce z wrogami. Od tamtej chwili musiałam radzić sobie sama. Spotkałam Soula, który mi pomógł… Przed oczami pojawił mi się obraz basiora, którego przed chwilą zobaczyłam. Soul? Nie, to niemożliwe. Przecież on nie żyje. Widziałam to. Byłam przy tym. Miałam nadzieję, że go znajdę, ale nie znalazłam. Soul?! Po tym zdarzeniu bałam się wilków. Radziłam sobie sama. Minęło dużo czasu, aż znalazłam się w Watasze Mrocznej Krwi. Poznałam inne wilki. Zżyłam się z Watahą. Stała się moim domem. Chmmm… A… A Cole? Zaczęło kręcić mi się w głowie i przez jedną straszliwą sekundę nie czułam nic. Byłam jak w białej próżni. Na szczęście po krótkiej chwili leżałam znów na trawie przed jamą. Spojrzałam na wilka nieufnie.
- S-Soul? – spytałam niepewnie.
Basior uśmiechnął się szeroko i kiwnął łbem. W tym momencie zebrała się we mnie cała złość, uraza i smutek, jaki chowałam od chwili, gdy uświadomiłam sobie, że on nie żyje. Rzuciłam się na Soula, a on kompletnie zaskoczony próbował mnie odepchnąć. Niestety zbyt dobrze mnie uczył. Zrobiłam fikołka i ciągnąc go za sobą unieruchomiłam mu tylne łapy. Odwróciłam go na plecy i cały czas trzymając jego tylne kończyny, mocno przytrzymałam swoimi przednimi łapami jego klatkę piersiową. Był to chwyt, którego kiedyś mnie nauczył. Ofiara nie może się ruszyć, choćby wierzgała najmocniej jak potrafiła. Soul jednak się nie wyrywał. Uśmiechnął się tylko półgębkiem i powiedział:
- Musiałem cię naprawdę dobrze uczyć, skoro jeszcze pamiętasz ten chwyt.
Przypatrzyłam mu się uważnie. Te same rysy. Ten sam uśmiech. Ta sama blada blizna na jego policzku. To on.
- Jak mogłeś?! Myślałam, że nie żyjesz! Tyle dni cię szukałam! Tyle nie przespanych nocy przeżyłam, bo martwiłam się o ciebie! A ty się nagle zjawiasz, pół roku po naszym ostatnim spotkaniu i zachowujesz się jakby nic się nie stało! – krzyczałam na cały głos, a echo, które powstawało w dolinie, nadawało mojemu wrzasku więcej grozy. Uśmiech zszedł z pyska basiora.
- Emma, ja… Ja cię przepraszam. Musiałem to zrobić. Dla twojego bezpieczeństwa. – wyszeptał.
- Hę? – powiedziałam zdumiona, schodząc z mojego przyjaciela. – Że co?! Dla jakiego mojego bezpieczeństwa?! Zostawiłeś mnie na pastwę losu! W dodatku samą! Opuściłeś mnie…
- Pozwól mi to wyjaśnić. – odpowiedział wstając. – Dobrze?
- Niech będzie. – bąknęłam. 
- Wiesz dlaczego uciekłem z mojej watahy. – zaczął. – Nie chciano mnie tam. Byłem inny. Nie chciałem przyporządkować się głównym zasadom, które, według mnie, były do kitu. Chciano mnie wygnać, ale ja, żeby oszczędzić sobie wstydu, uciekłem. Nie długo po tym spotkałem ciebie. Byłaś tak samo zagubiona jak ja. Miałaś zaledwie półtora roku, a i tak dobrze sobie radziłaś. Podzieliłem się z tobą swoją wiedzą, a ty ze mną swoją. Byliśmy… - urwał i popatrzył na mnie – Jesteśmy przyjaciółmi. Niestety dzięki twojej mocy, dowiedziałem się, że moja wataha mnie szuka. Chcieli dać mi karę za to, że uciekłem. Od nich się nie ucieka. Nie mogłem pozwolić na to, byś i ty wpadła w ich łapy. Musiałem ich od ciebie odciągnąć. Upozorowałem, więc wypadek, żebyś myślała, że nie żyję. Wiedziałem, że dasz sobie radę. A ja w końcu im uciekłem. Przyrzekłem sobie, że kiedyś cię znajdę. Musiałem dowiedzieć się, że jesteś cała i zdrowa. No i wytłumaczyć ci to wszystko.
Zamilkł. Trawiłam jego słowa, a było to dla mnie bardzo ciężkie. Postanowiłam zadać mu pytanie.
- Ale… Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego po prostu nie powiedziałeś mi jak się sprawy mają i, że musisz odejść? Znosiłabym to lepiej niż, jak myślałam, że nie żyjesz!
- Może i tak. – powiedział łagodnie. – Ale chciałabyś mnie znaleźć. Nawet gdybym ci zakazał. Martwiłabyś się bardziej, bo tak myślałaś, że nie żyję i musiałaś się z tym pogodzić, a gdybyś wiedziała, że żyję twój mózg wymyślałby dużo innych czarnych scenariuszy mojej śmierci. A tak to gdybym nawet umarł, nic by się nie stało, bo i tak myślałaś, że nie żyję. 
Przetrawiłam jego słowa. To w sumie miało sens. Ale i tak cierpiałam.
- Dobrze, w takim razie powiedz mi gdzie jesteśmy, po co mnie tu przywlekłeś i dlaczego skasowałeś mi pamięć.
- Ech… - westchnął. – Pierwsze: skasowałem ci pamięć, bo tak jedynie mogłem cię oszołomić, nie robiący ci krzywdy. Drugie: jesteśmy w przepięknej dolinie, którą kiedyś znalazłem, podczas ucieczki przed wrogami. Trzecie: przywlekłem cię tu po to, by ci wszystko wyjaśnić i pokazać to miejsce, bo wiedziałem, że będziesz nim zachwycona. Jeszcze jakieś pytania?
Właśnie w tej chwili zauważyłam rozległe rany na jego plecach. Rany były dość świeże, choć krew wokół nich odrobinę skrzepła.
- O, mój Boże! – zawołałam z jękiem rozpaczy w głosie. – Jesteś ranny!
Podbiegłam do niego, by obejrzeć rany, ale on tylko mnie odsunął i mruknął:
- E, to nic. Zaraz się zagoją.
- Pokaż, pomogę ci!
- Nie, dzięki! Nie trzeba!
- Ale… Przynajmniej powiedz kto ci je zadał! – krzyknęłam już kompletnie zrozpaczona. - Proszę…
Wilk spojrzał na mnie spode łba.
- Twój kolega. – wycedził.
- Cole? – spytałam zaniepokojona. – On? Dlaczego?
- Chyba zauważył, co robię i może pomyślał, że próbuję zrobić ci krzywdę. Więc rzucił się na mnie i mnie poranił.
- Gdzie on jest? Co mu zrobiłeś?! – prawie krzyczałam.
- Hej, hola, hola. Mówisz do mnie jakbym był twoim wrogiem, a nim nie jestem. Nie zrobiłem mu nic złego, okay?
- Nie wiem, czy mogę ci ufać po tym, co mi zrobiłeś! 
- A co ja ci zrobiłem?!
- Oszukałeś. Zostawiłeś. Musiałam radzić sobie sama!
- Nie rozumiesz, że zrobiłem to dla twojego dobra?! Po za tym nauczyłem cię dość i ty sama też wcale dużo umiałaś!
- Gdzie jest Cole? – wycedziłam, mocno akcentując każde słowo.
- Ten co mnie poranił? W jaskini. – mruknął obrażony. 

< Cole? Z moją weną jest jak najlepiej. Mam nadzieje, że i twoja wkrótce wróci do zdrowia. ;) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz