Wyszłam spod gałęzi rozłożystego drzewa i rozejrzałam się dookoła. Na szczęście dzisiejsza noc sprzeciwiła się jakimkolwiek opadom śniegu. Wyszłam spod baldachimu gałązek z ostatkami pojedynczych, zamarzniętych liści i ruszyłam przed siebie. Dokąd idę? Nie mam pojęcia. Nie miałam siły, ani ochoty, by podziwiać zimowy, zapierający dech w piersiach krajobraz. Widoki były cudne, a mój dzisiejszy humor to ich całkowite przeciwieństwo...westchnęłam z rezygnacją na myśl, że przede mną kolejna zimna i zapewne śnieżna noc. Jaskini jak nie miałam, tak nie mam nadal, a sama nie wiem czemu nie wezmę się za jej poszukiwania. Być może dlatego, że nie mam do tego odpowiedniego towarzystwa. Myśli kołatały mi w głowie, a lodowaty wiatr przeczesywał me futro przyprawiając mnie tym samym o dreszcze i szczękanie zębami. Drżąc z zimna doszłam w końcu do dość... ekscentrycznego miejsca. Otaksowałam wzrokiem kłębiące się tu czarne ptaki. Siedziały one bowiem na nienaturalnie dużych drzewach, których korony kończyły wędrówkę światła dziennego, nie dając mu przedrzeć się przez swoje rozłożyste gałęzie. W całym tym dziwnym lesie panowała całkowita ciemność. Na całe szczęście, moje oczy były i do takich warunków przystosowane i szybko przyzwyczaiły się do mroku. Myślałam jednak, że może, choćby na dzisiejszą noc znajdę tu jakieś lokum. Weszłam powoli i nieufnie pod baldachim ciemnych drzew. Kiedy tylko moja stopa stanęła na czarną trawę wyściełającą las, od razu odezwały się okrzyki i skrzeczenia latających tu ptaków. Szczerze? Pierwszy raz odkąd tu przybyłam, trochę się bałam, ale nawet to nie powstrzymało mnie od brnięcia dalej w głąb lasu.
- Hej ty! Zaczekaj! - usłyszałam za plecami nieznajomy głos.
Odwróciłam się gwałtownie, zaskoczona...
<Ktoś zechce...? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz