Znalazłam się nad wodopojem Zauważyłam na drugim brzegu zgraję wilków goniących się wesoło dookoła. Napiłam się i usiadłam tuż przy brzegu. Patrzyłam z konsternacją na wilki. Szczęśliwa wataha do żadnej nigdy nie należałam. Wypracowałam swoje łapy na zabójczynię, ale to nie oznacza, że nie jestem bezduszna wręcz przeciwnie śmiem twierdzić, że jestem milsza niż niejeden wilk. Rzadko, kiedy zasięgam języka zazwyczaj mówię sama do siebie. Wiem, że to zły znak, ale jakoś musiałam się nauczyć gadać. Zobaczyłam jakiegoś wilka czającego się w krzakach po mojej prawej. Nie dałam po sobie poznać, że zdaję sobie sprawę z jego obecności. Zobaczyłam krótki błysk spod jego łapy jakby nóż. Wstałam i trochę przestraszona, bo dopiero, co pozbyłam się ostatnich kłopotów nie chcę kolejnych skierowałam kroki w stronę tamtejszych wilków. Miałam nadzieję, że wtopię się w tłum. Przeliczyłam się. Wpadłam na wilka w kapturze.
-Uważaj jak leziesz! – Warknął i odtrącił mnie na bok. Nienawidzę takiego zachowania miałam ochotę mu wbić jeden z moich noży w tyłek. Powstrzymałam się, bo kto wie jak on jest silny. Byłam niezwykle silna jak na waderę, ale wątpię czy z wilczym Assassynem dałabym radę. Mimo, że sama byłam tak szkolona. Nie używam noży często. Tylko na istotach, które chcą zrobić mi krzywdę tak to sobie daruję tą zabawę i poluję normalnie. Po moim wyglądzie wcale nie widać, ze byłam Assassynką, a przecież grunt to się nie wyróżniać. Przeszłam spokojnie do lasu i położyłam się na wielkim wystającym głazie. Widać nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Może to i lepiej? Po kilku godzinach leżenia tam usłyszałam chrząknięcie za sobą.
-Hej jestem…
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz