- Brawo - uśmiechnąłem się blado i podszedłem do wadery zgrabnie omijając kawałki metalu.
- Coś nie tak? - spytała. Widziała, że coś jest ze mną nie tak.
- Nie, nie, wszystko w porządku - lekko przytaknąłem głową.
- Hej! Serine, przecież widzę - wyszła mi na przód, abym się zatrzymał. - Nie oszukasz mnie - uśmiechnęła się. Miała piękny uśmiech.
- W cale nie chcę - również się uśmiechnąłem.
Cei dalej była przy swoim. Przez całą drogę do nikąd pytała: "Co ci jest? Przecież widzę", a ja zawsze odpowiadałem: "Nic".
Doszliśmy do pomieszczenia. Było całe białe. Biel była tak rażąca, że musieliśmy mrużyć oczy. Ściany były pokryte błoniastymi poduszkami, natomiast podłoga wyłożona białym marmurem z czarnymi akcentami. Wadera spoglądała z zachwytem, ale ja próbowałem znaleźć logiczne wytłumaczenie skąd to się tu wzięło.
- Nawet nie chcę wiedzieć skąd to się tu wzięło - powiedziałem z lekkim grymasem.
- Nie jesteś ciekaw? - spytała zapadając się w ścianę.
- Hej! Przestań. Jeszcze coś ci się stanie - pociągnąłem ją lekko za łapę, by ją wyciągnąć. - Nie wiem co bym sobie zrobił, jakby tobie coś się stało.
- Martwisz się o mnie? - uniosła jedną brew. - Martwisz! - wybuchła śmiechem. - Martwisz, martwisz, martwisz! - powtarzała.
Westchnąłem lekko.
- Znajdźmy lepiej jakieś wyjście.
Chciałem zawrócić, ale korytarz, z którego przyszliśmy zniknął. Nie mogłem w to uwierzyć.
- C- co tu się dzieje? - byłem poirytowany całą tą sytuacją.
<Ceivira? Jest, jest, ale zaraz ucieknie :p >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz