- No widzisz, to tak samo, jak ja. - wyszczerzyłem zęby. Wadera uniosła brwi. - No co?
- Ech... nic... chodź już stąd. - uśmiechnęła się.
Ruszyliśmy wzdłuż ścieżki, aby się bez celu powłóczyć po lesie. Zaczęło się robić coraz chłodniej, a niebo spowiły wielkie, ciemne, ciężkie, obwisłe chmury.
- Wygląda na to, że będzie padać. - stwierdziłem.
- To może chodźmy się gdzieś schować?
- Żartujesz? - zaśmiałem się i okręciłem. - Ja kocham deszcz.
- Ale już nie będziesz kochał, kiedy piorun cię trzaśnie, Mikey, więc chodź już. - wadera chwyciła mnie za łapę.
<Drew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz