środa, 20 stycznia 2016

Od Jack'a CD. Nymerii

 - Nymeria! - Krzyknąłem zrozpaczony i przerażony. Wdrapałem się na brzeg kaszląc i uginając się pod ciężarem wody spływającej strumieniami z mojego grzbietu. Jestem taki beznadziejny! Nie potrafiłem dosłownie nic zrobić. Pokręciłem głową. Nie, nie, nie! Jeszcze nie jest za późno! Cholera. Możliwe, że moja przyjaciółka właśnie walczy o życie w rwących wodach tego okropneg wodospadu, a ja stoję tu rozpaczając nad swoją nieudolnością. Udeżyłem się w głowę i oprzytomniałem. Otrząsnąłem się z wody i pędząc po wilgotnej trawie zacząłem nawoływać Nymerię próbując przekrzyczeć huk wodospadu. W miejscu w któym załamywała się woda i spadała w dół zacząłem asekuracyjnie ześlizgiwać się po stromym, błotnistym poboczu. Gdy dotarłem na sam dół, w rwącym strumieniu ujrzałem wilczycę dryfującą prosto na... jeszcze większy wodospad. Super. Była nieprzyytomna, co jakiś czas zalewana przez wodę. Ale była żywa. Na szczęście żywa. Zacząłem nerwowo się rozglądać. Nie wiedziałem co zrobić. Ona co chwilę unoszona prądem rzeki omijała ostre kamienie jedynie o kilka cerntymetrów. Jeśli spadnie z takiej wysokości, na pewno się zabije! Nagle ujrzałem ratunek! Przy brzegu spoczywała długa na kilka metrów liana. Popędziem najszybciej jak mogłem zdrowo wyprzedzając Nymerię. Pochwyciłem lianę i w miejscu w którym zaczynał się wodospad stabilnie przywiązałem węzłem ratowniczym lianę do brzegu. Zacisnąłem ją jeszcze i przełknąłem ślinę. Musiałem w odpowiednim momencie przeskoczyć nad kilku metrową przepaścią... nie wiedziałem czy starczy mi odwagi. Drugi koniec sznura przewiązałem przez pas. Teraz juz nie było odwrotu. Jeszcze wcześniej mogłem wymyślić coś innego, ale wiadomo, jak to jest, gdy się działa pod presją... Pokręciłem głową. Wadera była już blisko. Gdy tylko znalazła się nad przepaścią, zebrałem się w sobie, odbiłem się od podłoża i chwyciłem nieprzytomną Nymerię tak mocno jak tylko umiałem i... oboje zaczęliśmy spadać. Wiedziałem, że to nastąpi. Już mieliśmy uderzyć o ziemię, gdy nagle sznur skończył swoją długość i zawiśliśmy tuż nad ziemią. Więzy rośliny strasznie obtarły moją skórę.
 - Au - powiedziałem dziwnie wysokim tonem.  Natychmiast odciąłem więzy i zeskoczyłem na ziemię. Odłożyłem wadere po czym sojrzałem na mój bok.
 - Au - powiedziałem, po nownie, po czym chwiejnym krokiem zacząłem przemieszczać się po mokrej glebie i powtarzać: - Au, au, au, ała, ałć... ugh...
Nagle Nymeria odkaszlnęła. Podbiegłem do niej.
 - Hej! Nymeria! To ja, Jack! - Powiedziałem z niepokojem, po czym powoli zacząłem naciskać na jej klatkę piersiową. Ta nagle zerwała się do pozycji siedzącej i zaczęła kaszleć i wypluwać chyba hektolitry wody. Poklepałem ją po plecach i uśmiechnąłem się delikatnie.
 - Co się staa.. -aa... ała! - Spowrotem położyła się na ziemię.
 - Wszystko w porządku? - Popatrzyłem na nią ze zdenerwowaniem.
 - Czy wyglądam, jakby wszystko było w porządku? - Zakaszlała wailczyca krzywiąc się okropnie.
 - Możesz się ruszać?
 - Nie wiem... chyba... - poruszyła łapą o skrzywiła się jeszcze bardziej. 
 - Czekaj... - zacząłem. - Zaniosę cię do Samanthy. Ona sprawdzi, co jest z tobą nie tak...
Delikatnie ułożyłem Nymerię na swoich plecach. Była niesamowicie ciężka. Nie. Ona nie była ciężka. To ja byłem słaby.
Wysłuchując jej jęków powoli ruszyłem w stronę jaskini szamanki.

- Ma połamane wszystkie rzebra i raczej nie pobiega sobie przez kilka najbliższych tygodni... podałam jej jedynie lekarstwa, które sprawią, że nie będzie czuła bólu, spowodowanego przez kości, a one same szybciej się zreperują - mruknęła szamanka wychodząc z jaskini medycznej. - Nie wiem, co musieliście robić, że się tak pokaleczyła... ale ta dzisiejsza młodziesz wymyśli wszystko.
 - Będę mógł ją zobaczyć? - Zapytałem z nadzieją.
 - Idź jak chcesz - przewróciła oczami, ale za nim ruszyłem chwyciła mnie za ramię. - A tobie nic nie jest?
 - Nie - uśmiechnąłem się. - Ważne, że nic poważnego nie dolega Nymerii.
 - Jak tam chcesz. Ale ty też się nie przemęczaj. Niosłeś przez spory kawałek duże obciążenie. Mógłbyś dostać przepukliny, czy coś...
 - Jeszcze raz wielkie dzięki, Samantho - uśmiechnąłem się, po czym ruszyłem do Nymerii.

<Nym? Żem się naprodukował xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz