poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Serine'a CD. Ceiviry

- Wszystko w porządku? - spytała mama, gdy Ceivira zniknęła z pola widzenia.
- Tak. A raczej tak myślę. - Odpowiedziałem i spojrzałem na gromadkę szczeniąt bawiących się.
- Nie martw się - powiedziała.
- Nie martwię się - sprostowałem - tylko... - westchnąłem z bezradnością. - Pójdę jej poszukać. - Wstałem i skinięciem głowy przeprosiłem. Wyszedłem jak najszybciej, bym nie został jeszcze zatrzymany  przez jakąś staruszkę. One to zawsze pokazują się  w nieodpowiednim momencie.

Lecąc, z daleka zauważyłem Ceivirę i Caine'a, a z nimi kłótnie.
No nie, znowu ten wilk.
- Ale...
- Żadnych ale. Byłam cierpliwa, ale nie pozwolę oczerniać Serine'a. Musiałbyś poruszyć niebo i ziemię, a nie wiem, czy nawet to by pomogło. Mam do ciebie prośbę. Nie pokazuj się na ślubie i nie próbuj nawet ze mną rozmawiać. Nie chcę już więcej słyszeć tych bzdur - zakończyła i odwróciła się. Zaskoczona moim widokiem spuściła łeb.
Przełknąłem ślinę i, starając się ukryć wściekłość, nabrałem powietrza przez nos.
- Cei, wróć proszę do Rorelle - powiedziałem nie spuszczając zielonych oczu z basiora.
- Serine...
Nie musiałem nic mówić. Sama skuliła się jeszcze bardziej i wycofała. 
- I co? - zaczął wilk - zaczniesz mnie torturować? Powoli i za pewne z przyjemnością odbierać mi po kropli krwi i patrzeć jak uchodzi ze mnie życie?
- Nie jestem jakimś potworem, abyś mówił takie rzeczy.
- Nie? Och, Serine, jakie to zabawne, a za razem niepokojące i przerażające, że Ceivira jeszcze nie zauważyła tej maski, którą nosisz. Zwłaszcza tak niezdarnie.
Caine mówił z taką pewnością, ale widziałem błysk strachu w jego oczach.
- Czego od niej chcesz? - powiedziałem z przerażającym spokojem. Miałem już go serdecznie dosyć. Od jego przybycia ciągle nachodził Cei. Nie było dnia, w którym by jej nie ostrzegał. - I nie wciskaj mi tych bzdur z ostrzeżeniem jej.
- Kiedy chce jej przekazać tylko to. - Nagle spoważniał.
Moje mięśnie były napięte, w gotowości do ataku, a umysł skupiony tylko na jego czerwonych płytkach. Słyszałem ich delikatny szum. Oj, nie potrzebowałbym dziesięciu sekund, żeby jego kończyny i głowa oderwały się od reszty ciała.
- Odpuść sobie - rzuciłem obojętnie i odwróciłem się wbijając się w powietrze.
***
Gdy z znalazłem Ceivirę, zapikowałem i wylądowałem obok niej. Upewniłem się, czy wszystko gra i przeprosiłem za moją oschłość.
Wracając do jaskini wadera nagle zatrzymała mnie łapiąc za ramię.
- Serine, spójrz wskazała na Zaheera siedzącego samotnie na wielkim głazie. - Wygląda na przygnębionego - zauważyła.
Skinąłem głową i razem poszliśmy w kierunku ponuraka.
- Hej, Zaheer!
Łaciaty wilk nawet się nie obejrzał. Usiadłem po lewej, a wadera po jego prawej stronie.
- Co jest, młody? - spytałem.
- Nic - mruknął.
- Przecież widzimy... - zaczęła Ceivira, ale młody jej przerwał.
- Nic mi nie jest! - warknął i zmienił miejsce.
Biała wadera już ruszyła w jego kierunku, ale powstrzymałem ją. Nawet bez słów zrozumiała i z jej lekkim współczuciem w oczach zawróciła.
***
Widok odchodzących wilków był jednym z najpiękniejszych z tego wieczoru. Gwar ucichł, wiec z przyjemnością mogłem wsłuchiwać się w pogodne nucenie Cei. Spojrzałem w jej stronę, akurat, gdy kończyła ściągać kwiatowe girlandy.
- Naprawdę nie musicie nam pomagać -powiedziała Rorelle przychodząc z kuchni. - Nie mamy dużo wilków sprzątających, ale też dadzą radę.
- Właśnie dlatego musimy pomóc. -Ceivira jak zwykle promieniała szczęściem. Zachowywała się, jakby ostatnia kłótnia z Cainem nie miała miejsca.
Jakie to zabawne, że Ceivira jeszcze nie zauważyła tej maski, którą nosisz. Słowa basiora zadźwięczały mi w uszach.
- Serine, mógłbym prosić? - Zaheer zjawił się niespodziewanie. Składał się tak bezszelestnie, że mógłby doprowadzić do zawału.
Obróciłem się do niego. Wyglądał, jakby przechodził poważną depresję.
- Jasne - odchrząknąłem i udałem się z nim na zewnątrz.

<Cei? Weny zero... :/>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz