poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Emmy CD. Cole'a

Czułam, jak serce łomocze mi się w piersi, próbując gwałtownie się z niej wydostać. Wydawało mi się, że cały czas tylko wspominałam ten dzień, leżąc na posłaniu z zamkniętymi oczami. Wydawało mi się, że nigdy nie zasnę, więc nawet nie spostrzegłam, kiedy to się stało.
Zaczęłam śnić. Był to bardzo dziwny sen. Rzadko takie mam, więc chciałam go jak najlepiej zapamiętać. Całkiem zabawne, że zdarzenia z tego dnia oraz te, które dopiero miały się zdarzyć, wpłynęły znacząco na tor, którym ten sen podążał. Była w nim jakaś magia, która mnie przyciągała i odpychała jednocześnie, więc za każdym razem, jak go wspominam, mam mieszane uczucia.
Śniło mi się, że byłam na pustyni. Wokoło nie było widać żadnej żywej duszy. Nie byłam jednak całkiem sama.
Piasek przede mną się poruszył i spod niego wypełzła żmija. Jej skóra lśniła w świetle słońca; uświadomiłam sobie, jak bardzo było mi gorąco. Przyjrzałam się stworzeniu ze zdumieniem. Nie wiedziałam, czy było nastawione przyjaźnie czy też nie, dlatego wolałam nie ryzykować. Co jeszcze dziwniejsze, nie odczuwałam strachu, który – jak mi się zdawało – powinnam była odczuwać.
- Kim jesteś? – zasyczała żmija.
Nie odpowiedziałam.
- Kim jesteś? – zwróciła się do mnie ponownie.
- Wilkiem. – odparłam w końcu.
- Nie widziałam jeszcze wilków w tym miejscu… - zasyczała. – A mało jest takich rzeczy, których nie widziałam.
- W takim razie musisz dużo wiedzieć. – westchnęłam.
- Oczy nie zawsze mówią prawdę, tak samo jak żmije nie zawsze gryzą.
Przez chwilę zastanowiłam się nad jej słowami.
- Czy to oznacza, że nie widzę tego, co najważniejsze? – spytałam, pełna wątpliwości.
- Być może. – zasyczała i po raz pierwszy jej syk wydał mi się złowieszczy.
- Kogo tu widziałaś? Przecież jesteśmy same. Trudno znaleźć kogokolwiek na pustyni…
- Ach, był tu jeden, co spadł z nieba.
- Spadł z nieba? Chyba nie dosłownie. – zaśmiałam się nerwowo.
- Ależ tak.
Przez chwilę obie milczałyśmy. Gdy w końcu przetrawiłam jej słowa, zdobyłam się na wypowiedzenie pytania.
- Jak to „spadł z nieba”?
- No przecież mówię. Spadł z nieba. Ale pomogłam mu wrócić.
Teraz zaczynałam się jej bać.
- Widziałaś tu może jakieś inne wilki? Chciałabym wrócić do domu.
- Intrygujące jest to, że nie wystarczy widzieć, żeby wiedzieć, ale wiedzieć zupełnie wystarczy, by widzieć.
- Słucham? – zrobiłam ogłupiała minę.
- Jesteś naiwna. Myślisz, że do wiedzy wystarczy ci wzrok.
- Chyba nie rozumiem. – Cofnęłam się o krok.
- A więc powiedz, skąd pochodzisz?
Wydałam z siebie tchnienie ulgi, szczęśliwa, że rozmowa zeszła na inne tory.
- Skąd pochodzę? Z… Hm… Pewnej watahy.
- Dobrze ci tam?
- To mój dom. – nie wahałam się.
- A czy teraz, kiedy jesteś na tej pustyni, tęsknisz za nim?
- Tak, oczywiście.
- A więc powinnaś być szczęśliwa.
Zgłupiałam.
- Jestem daleko od jej terenów… Dlaczego miałabym być szczęśliwa?
- Bo wiesz, że gdzieś tam daleko jest twój dom. Nie musisz go widzieć, żeby o tym wiedzieć.
- No tak, ale…
- Nie upiększa to twojej drogi? Wiedza, że masz swój dom? Że do niego wracasz?
- Ja… Nie wiem. Może trochę. 
- Zapamiętaj moje słowa, dobrze ci radzę. Póki nie będzie za późno…
- Dlaczego ma być za późno? Na co ma być za późno? – spytałam szybko.
- Widzisz gwiazdy? – zignorowała moje pytania.
Ku mojemu zdziwieniu, w górze nie było już słońca, lecz tysiące mniejszych słońc.
- Tak…
- Co w nich widzisz?
Przyjrzałam się dokładniej. Wyglądały tak pięknie na tle z granatowego nieba. Widziałam je teraz, tak samo jak w każdej sytuacji mojego życia. Patrzyłam w gwiazdy, a one dawały mi pewność, że robię co w mojej mocy, aby podążać właściwą ścieżką. One nigdy niczego mi nie ułatwią, ale przynajmniej umilą drogę…
- Widzę w nich nadzieję.
- Widzisz w nich nadzieję… Oczami?
Zwróciłam swój wzrok na dwa czarne kryształy, w których odbijało się światło gwiazd.
- Chyba nareszcie rozumiem, co masz na myśli.
- Mogę ci pomóc. – zasyczała.
- W czym? – spytałam, posyłając jej zdziwione spojrzenie.
- W powrocie do domu.
Moje oczy zrobiły się ogromne jak spodki, kiedy zrozumiałam, co to miało oznaczać.
- Ale… Czy to będzie bardzo bolało? – Mój oddech zrobił się płytki.
- O to samo pytał ten, co spadł z nieba. – zachichotała.
- A więc? – ciągnęłam.
- Obiecuję, że nie będzie bolało tak bardzo, jak sobie wyobrażasz.
Zastanawiałam się przez dłuższą chwilę.
- Chętnie skorzystam z twojej pomocy.
Żmija owinęła się wokół mojej łapy i po chwili poczułam w niej piekący ból. Okropny ból… 
Czułam, jak jad rozchodzi się po całym moim ciele, aż w końcu opadłam na piasek.
Kiedy się obudziłam, zobaczyłam nad sobą parę zielonych oczu Cole’a. Chociaż nadal czułam ból w łapie, nie dałam tego po sobie poznać.
- Coś się stało? – spytałam jeszcze lekko zaspanym głosem.
- Musimy uciekać. I to szybko.

<Cole...?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz