Nastawiłam uszy i zaczęłam węszyć. Basior zawarczał cicho i zjeżył sierść. Ja sama się nastroszyłam, ale nie wydałam żadnego dźwięku. Drzewa zafalowały i zadygotały, a do naszych uszu dopłynęło sapanie. Po chwili na polanę wtoczyło się coś wielkiego, coś dziwnego... Wielka, ciemna masa. Najeżyłam się tak, że moje futro wyglądało jak igły. Zaczęłam warczeć. Coś wreszcie na nas spojrzało. Zobaczyłam tylko wielkie, czerwone, płonące nienawiścią oczy. Warknęłam ponownie. Stwór wyciągnął wielki, ostry tasak. Zamachnął się na Ceivirę. Rzuciłam się na nią i popchnęłam ją w bok. Tasak świstnął mi koło ucha. Lost rzucił się na... Potwora. Ale oberwał rączką tasaka po żebrach i upadł na ziemię dysząc ciężko.
-Lost! - wrzasnęła Cei. Lost podniósł głowę. Wzrok miał zaćmiony, z kącika pyska leciała strużka krwi. Ceivira pognała w jego stronę i zaczęła się nim opiekować. Ja zostałam sam na sam z cośkiem...
<Lost? Już najwyższy czas abyś się ujawnił. xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz