- Mówiłem ci już, że nie w sposób ci odmawiać?
Wadera wyszczerzyła zęby.
- Więc dokąd mnie zabierzesz?
- Ja?
- Tak, głuptasie - zaśmiała się i zetknęła swój nos z moim, co jeszcze bardziej ją rozbawiło.
Wbiła pysk w moje futro by stłumić śmiech. Sam nie wiem, co ją napadło.
- Nie wiem, czy pamiętam te tereny - zacząłem się z nią droczyć.
- Jesteś tutaj drugim najlepszym zwiadowcą - wypomniała mi.
- Zaraz po tobie - trąciłem ją nosem w pysk.
Tak dobrze było słyszeć jej śmiech rozbrzmiewający w ciepłej, przytulnej jaskini. Być przy niej i nie martwić się właściwie o nic. Wstałem i przeciągnąłem się.
- Dobrze. Gdzie pani sobie życzy pójść?
- Aaa, niech szanowny pan mnie zaskoczy.
Wyszliśmy więc z jaskini. Nie miałem żadnego celu. Szliśmy prosto przed siebie. Cisza nam nie przeszkadzała. Śpiew ptaków był przyjemny, a zwłaszcza, gdy do ptaków dołącza Ceivira.
Wsłuchiwałem się w jej głos. Nuciła, jakby porozumiewała się z nimi.
W końcu zatrzymaliśmy się w jakimś miłym miejscu.
Zapach swierzej trawy unosił się w powietrzu; zaczęło kropić, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. Po prostu usadowiliśmy się obok i siebie na suchym miejscu pod drzewem.
- Cei? - spytałem po chwili ciszy.
- Tak? - spytała.
- Ostatnio myślałem o nas... - przełknąłem ślinę i kontynuowałem widząc niepokój wadery. - Dużo przeszliśmy, i nie powiem, chyba oboje jesteśmy tym zmęczeni.
- Przejdziesz do rzeczy?
Krople deszczu zaczęły spadać szybciej. Nasz daszek z sosnowych gałęzi zaczynał przeciekać.
- Bo widzisz, ja kocham ciebie, ty, mam nadzieję, kochasz mnie - uśmiechnąłem się do niej szelmowsko - więc chyba nic nie stoi na przeszkodzie, byś została oficjalnie moją partnerką, hmm?
Uśmiechnąłem się delikatnie patrząc w jej fiołkowe ślepia. Ta patrzyła na mnie... sam nie wiem, jak.
W każdym razie czas mijał, a ona nie odpowiadała. Niedoczekanie nabrała powietrza w płuca chcąc, miejmy nadzieję, odpowiedzieć.
<Cei? :} Po, dosłownie, 300 dniach pisania to pytanie w końcu musiało paść. :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz