poniedziałek, 27 lipca 2015

Od Sandstorm CD. Veyrona

Obudził mnie ostry zapach ziół. Otwierając oczy próbowałam wstać, ale rwący ból na piersi zmusił do leżenia. Rozglądnęłam się dookoła badając każdy szczegół. Nie wiedziałam gdzie jestem, więc ostrożności nigdy za wiele. 
- Widzę, że się obudziłaś, dobrze, zmienię ci tylko opatrunek. 
Spojrzałam na prawo. Wadera z czekoladowym futrem stała i szykowała bandaże na zmianę. 
Szamanka. Łatwo ich odróżnić od zwykłych medyków. 
- Gdzie jestem? – wychrypiałam. Wilczyca podeszła i delikatnymi ruchami zaczęła zdejmować opatrunki, na co ja zareagowałam syknięciem.  
- W Watasze Mrocznej Krwi. – Odpowiedziała i natychmiast zmieniła temat. – Nie wygląda to źle, ale nie wygląda też dobrze. Cud, że w ogóle przeżyłaś. Parę centymetrów w dół i ostrze przebiłoby ci serce - powiedziała kończąc ściągać bandaże. – A w tedy, od śmierci dzieliłoby cię parę minut. 
Patrzyłam na nią, jakby uderzyła mnie w policzek. Tak nawet się czułam. 
- Powinnaś się oszczędzać. Nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów bo...
Spojrzałam na zakrwawiony, zużyty bandaż leżący obok. Mogłam umrzeć, ale ktoś mnie uratował... 
Mnie. 
- ...szwy nie wytrzymają i... puf - wykonała gest, jakby eksplozji.
- Puf? 
- Rozerwą się. A z ciebie upłyną kolejne litry krwi.
- Litry? - wytrzeszczyłam oczy. Aż mnie zatkało.
- Tak, na szczęście mamy... specjalistę od krwi, że tak się wyrażę. Jakoś zwrócił ci płyny i zatamował krwawienie, ale błagam, Sandstorm...
- Skąd znasz moje imię? - przerwałam jej. Nic już nie rozumiałam... 
- Zaczekaj tu... Wydaje mi się, że twój wybawiciel martwi się o ciebie. 
Wyszła, a ja mimo zakazu zeszłam z łóżka. Rozejrzałam się po raz ponowny na półki i komody zapełnione eliksirami, słoikami z maziami i inne medyczne rzeczy. Światło słoneczne w tej części w ogóle nie wpadało, ale wszystko ratowały świece… Pochodnie… Nieważne. Kolorowe szkło mieniło się w blasku ognia. Było tu tyle wspaniałych rzeczy, ale moją uwagę przykuł słój w kolorowym czymś w środku. Jako że był wysoko, uniosłam się i zatrzymałam na wysokości słoja. 
Było to pióro. 
Lewitowało na środku klatki ze szkła, a spod niego ulatywał złoty proszek, który jak płonienie nikał, gdy tylko odpadał od trzonu pióra. Było prawie że takiego samego koloru, jak moje pióra. Miało w sobie jednak coś… specjalnego. Gdy się poruszał, w tym świetle mienił się jeszcze głęboką zielenią. Oczko miało kilkanaście barw. Co chwile błękit przechodził w zieleń, zieleń w turkus, turkus w karmazyn, a wszystko z tym samym złotym akcentem. Na samym środku tej palety wbity był koralik… był tak samo złoty jak pył i tak samo złoty jak… 
- Sandstorm? – Głos jakiegoś basiora sprowadził mnie na ziemię. Dosłownie.  
Obracając się myślałam tylko o tym, o mu powiedzieć, jak podziękować za – w pewnym sensie – ocalenie życia. Ale kiedy zobaczyłam ów bohatera, aż wryło mnie w ziemię. 
Obok Samanty stał Veyron. Był tak przejęty, zmartwiony. Jego oczy świeciły się od łez. Wypełniało je przerażenie, a za razem troska i szczęście.
Veyron? 
Veyron?! 
To był on? 
- Lepiej się czujesz? – spytał i postawił krok na przód, ale tak jak on się przybliżał, ja się oddalałam. 
Nawet nie wiem, co czułam. Złość? Szczęście? Nienawiść? Tego się nie da tak po prostu opisać. To trzeba przeżyć. Uczucia i wspomnienia mieszały się nawzajem. Byłam roztrzęsiona. 
No bo poznajesz wilka, który jest dla ciebie taki miły, wspaniały. Jest bohaterem. Łamie dla ciebie żebra… chroni cię. A później go tracisz. Od tak. Jak po pstryknięciu palców. 
- Hej, Sand… - pomachał do mnie jak do dziecka. – Na pewno wszystko z nią w porządku? – zwrócił się do wadery. 
- Może wyprowadź ją na zewnątrz. 
Veyron podszedł delikatnie, jakby stąpał po płytach, które mają się rozpaść. A kiedy stał naprzeciwko mnie, ujął moją łapę w swoją z taką delikatnością, że moje ciało przeszedł dreszcz. Tak dawno nie czułam takiego dotyku. Basior prowadził mnie powoli do wyjścia, a ja jak zahipnotyzowana szłam obok niego. Patrzyłam na niego osłupiała i nawet nie spostrzegłam kiedy znaleźliśmy się na dworze. Myślałam, że wystarczy, ale szliśmy dalej. 
To niemożliwe. To niemożliwe, powtarzałam w myślach. Musiałam to sprawdzić. 
Nagle przystanął i zaśmiał się lekko i spojrzał mi w oczy. 
- Już prawie zapomniałem, jak to jest, kiedy szperasz mi w myślach. 

<Veyron? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz