piątek, 20 lutego 2015

Od Samanthy

Byłam zmęczona. Kolejny dzień bez żadnego odpoczynku. Ciągle tylko tłumy nieostrożnych, głupiutkich wilków zwalających się na opatrzenie ran, przypisanie lekarstw, lub porodówkę... najlepiej w wieku dwóch lat... pff... "No dobra, dasz radę" - powtarzałam to sobie cały czas. Nie czułam żadnego wilka, więc podreptałam na wiśniowe wzgórze. Podniosłam się na duchu, gdy tylko delikatny, ciepły, przyjemny wietrzyk muskał delikatnie muskał moją twarz. Po kilku chwilach siedzenia  i wpatrywania się w biały księżyc odbijający płomienie słoneczne księżyc poczułam coś pod łapami - wodę. Nagle, usłyszałam wycie innych wilków. Czyżby moja samotność właśnie się skończyła? Mam dość... znów ktoś zwichnął łapę, lub połamał sobie żebra? Cóż... obowiązki wzywają... szłam szukając tym samym miejsca, z którego prowadził ten dźwięk. Ruszyłam dalej przed siebie, a do mych uszu dobiegło wołanie o pomoc...

<Wilku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz