sobota, 31 stycznia 2015

Od Ili CD.Cosmo

- Co masz na myśli? - prychnęłam, spoglądając szorstko w paskudne oczy olbrzymiego goblina.
- Jak to co? - powiedział niedbale. - Będziemy was trochę torturować, żeby zmiękły wam te wasze malutkie bezbronne serduszka!
     Mówiąc to wybuchnął szyderczym, obrzydliwym śmiechem. Wzięłam głęboki wdech, starając powstrzymać się wybuch złości.
- Słuchaj, no! Mam gdzieś to, że porwaliście mnie i Cosmo. Jestem zmęczona i nie mam ochoty się z wami użerać! Spędziłam bardzo intensywny, okropny i wyczerpujący tydzień, a teraz jest jego koniec, czyli czas na odpoczynek, więc chciałabym odpocząć! Mam tego wszystkiego dość i powyżej uszu! Najpierw mnie i Oroza dopadła Czarna Tygrysica, która najpierw usiłowała nas zabić, potem powlekliśmy się za nią w góry, po odbiór jakiegoś cholernego węgla dla watahy, bo go skradła czy coś tam, zostaliśmy pojmani i stado ohydnych, owłosionych szablastozębnych tygrysów kazało nam walczyć z uzbrojonym po zęby wielkim gepardem, który, jak się potem okazało, wyrąbał dziurę w ścianie i nam pomógł,  ale potem okazało się, że jest zdrajcą, który wykorzystał nas do własnych celów, a nas zostawił na pastwę losu, a kiedy wydarzyła się ta okropna, podniszczająca rzecz, musieliśmy zwiewać przed stadem umarlaków, a w końcu, gdy udało się nam uciec z jaskini, to nie udało nam się odzyskać tego głupiego węgla, po którego się tam tachaliśmy przez trzy dni, a w dodatku znów zaatakowała nas ta tygrysica... i co się wtedy okazało? Że ten cały gepard nie jest zły i robił to wszystko, żeby nas ochronić, a oczywiście później zniknął bez słowa, a ja i Oroz nawet nie zdążyliśmy mu podziękować, no a po niecałym dniu jeszcze mnie zdjęli ze stanowiska alfy i, jakby tego było mało, Oroz musiał odejść z watahy, a ja włóczyłam się bez celu po świecie, a ja poznałam tego typka, po czym przywaliłeś się jeszcze ty! Mam dość! - powiedziałam wszystko mieszcząc w jednym zdaniu na wydechu. - Chodź, idziemy, Cosmo.
- Yyy...
- No dalej, chodź! - ponagliłam go gestem łapy. Przeszłam obok wielkiego zszokowanego Glizdonoga, który nic nie powiedział. Cosmo pobiegł za mną. Panowała kompletna cisza. Wygramoliliśmy się razem z basiorem na górę.
- Co to miało być?! - zapytał poirytowany.
- Nic. - wzruszyłam ramionami. - Nawet taki gbur wie, że należy bać się zmęczonych kobiet.
     Mówiąc to zaczęłam się śmiać, a Cosmo patrzył na mnie jak na wariatkę, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.

<Cosmo?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz