Biegłam przez las co sił w nogach. Trochę głupio było uciekać, nawet nie wiedząc przed czym... powoli zaczynałam dostawać zadyszki. Wyschnięte, zbutwiałe gałązki trzeszczały przerażająco pod stopami, a wiatr świstał złowieszczo zabawiając się w obumarłych koronach drzew. Coś było jednak nie tak... coś dziwnego było w otoczeniu... niezwyczajna aura... ale co bardziej mnie martwiło; Matt nie zjawiał się jeszcze, a powinien przecież już dawno do nas dołączyć... a drzewa... w naszej watasze nigdy nie było chorych i umierających drzew. Same piękne, wielkie, dumne i potężne! Och... no cóż... wydawało mi się, że byliśmy poza terenami watahy... no tak, ale kiedy z niej wybiegliśmy? Kiedy spotkaliśmy ów ognistego wilka? A może przed chwilą? Nie mam zielonego pojęcia... spojrzałam za siebie i zobaczyłam pędzącego w popłochu Matta. Wiedziałam, że zbliżają się kłopoty...
<Mattciu? Wymyślisz coś ciekawego? :3>
<Mattciu? Wymyślisz coś ciekawego? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz