- To od czego i kiedy zaczynamy? – spytałem zaciekawiony.
- Cóż, trzeba odnaleźć zaklęcie, które zdejmie to pierwsze. – zaczął tłumaczyć kot.
- Czyli takie... antyzaklęcie? – rzekła Miva.
- Dokładnie! Tylko gdzie go szukać... – zamyślił się drapiąc po głowie – Chyba wiem! Chodźcie za mną. Na razie udawajcie, że jesteście zwykłymi mieszkańcami królestwa, dobrze? – kiwnęliśmy głową na tak – Wspaniale! – wyszedł z sali, a my za nim. Wędrował pięknie zdobionymi, złotymi korytarzami, a ja z Mivą zastanawialiśmy się, jak on pamięta te kręte ścieżki. Po chwili wyszliśmy z gmachu. Miałem wrażenie, że to tylne wyjście, bo dookoła nas było raczej pusto.
- Czyli gdzie idziemy? – spytała wadera.
- Do jednego z ważniejszych czarodziei tutaj. Posiada on ogromną bibliotekę, może tam coś będzie...
- Oby – rzuciłem cicho do Mivy i uśmiechnąłem się z wzajemnością. Szliśmy kamienną dróżką, a co chwilę ktoś kłaniał się kotu. Faktycznie, było tu dużo stworzeń różnych ras. Czas się dłużył i dłużył, ale przynajmniej miałem z kim pogadać. W końcu po pewnym czasie doszliśmy do dość sporej chatki. Kocur z gracją zapukał w drewniane drzwi. Otworzył lis w dużym kapeluszu i śmiesznej kapie na grzbiecie.
- Och, witaj Alsenie! Co cię do mnie sprowadza? O, masz towarzystwo? Witam! – mówił niskim głosem i podał nam łapę. Przedstawiliśmy się i weszliśmy do środka.
<Miva? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz