- Emma! – usłyszałam głos Cole’a.
- Już dobrze, idę do ciebie! – krzyknęłam w odpowiedzi i spojrzałam ostro na Soula.
- Czego mam unikać w jamie? – spytałam sucho.
- Dlaczego mówisz do mnie tak, jakbym był twoim wrogiem? – powiedział sfrustrowany.
- Bo nim jesteś. – syknęłam. – Więc na co mam uważać?
- Skoro jestem twoim wrogiem, to dlaczego ani ja cię nie zabiję, ani ty mnie?
- Skończ z tym! – powiedziałam ze złością. – Dobrze wiesz dlaczego.
Basior na chwilę umilkł, aż w końcu powiedział:
- Na kałuże.
- Co? – odpowiedziałam zdezorientowana.
- Uważaj na kałuże. – powtórzył głucho.
Popatrzyłam na niego z politowaniem i potargałam mu czuprynę tak, jak to robiłam za dawnych czasów. Potem odsunęłam się od niego, podeszłam do jaskini i szepnęłam cicho, ale na tyle głośno by mógł mnie usłyszeć.
- Dziękuję.
Weszłam pewnym krokiem do jaskini. Wołałam Cole’a, a on odpowiadał mi tym samym. Szłam na oślep w ciemnościach, kierując się jego głosem. Tak swoją drogą, jak ja stąd wyszłam? Pamiętam, że oparłam się o coś zimnego i twardego. Wtedy mi się wydawało, że to ściana jaskini, ale może… Ach, później o tym pomyślę!
Szłam i szłam wgłąb groty, która wydawała się nie mieć końca. Coraz bliżej słyszałam głos Cole’a. Niestety im głębiej wchodziłam w jamę, tym więcej kałuż napotykałam. Starałam się je omijać, jednak wilgoć panująca w pieczarze sprawiała, że bardzo trudno było się nie poślizgnąć. Próbowałam użyć moich mocy, jednak nic to nie dało. Musiałam sobie jakoś poradzić.
Widziałam już ledwie widoczny zarys basiora w ciemności, gdy nagle poczułam, że moja łapa znajduje się w jakimś mokrym i lodowatym płynie. Wystarczyła chwila nieuwagi, by oplotły ją wilgotne i oślizgłe macki. Potwór mieszkający w kałuży wciągał mnie do niej powoli. Zaczęłam panikować. Gdyby to była najzwyczajniejsza w świecie woda, dałbym sobie łatwo radę. Niestety oślizgłe stwory wolą inne miejsca do zamieszkania.
Krzyczałam ile sił, szarpałam się, niestety to nie pomagało. Stworzenie coraz szybciej wciągało mnie w swoje sidła, a ja pamiętam tylko to, że po prawej stronie słyszałam przerażony głos Soula, a po lewej Cole’a…
***
Otworzyłam oczy. Nic to nie dało. Było tak samo ciemno, jak gdy miałam je zamknięte. Próbowałam się podnieść, lecz wtedy zauważyłam, że nie mogę. Byłam skrępowana oślizgłymi mackami. Nagle dotarło do mnie najważniejsze: mogę oddychać! Gdzie jestem? Znajduję się w wodzie, czy na powierzchni ziemi? A może w jakiejś innej ciemnej grocie? Co się stało z Cole’m? Soulem? Nic nie rozumiem. „No, dobra. Ogarnij się.” - pomyślałam. „Najpierw musisz załatwić sobie nieco światła”
Skupiłam całą uwagę na czystej, normalnej wodzie. Kiedy pojawiło jej się trochę nad moją głową, postanowiłam użyć sztuczki, którą kiedyś przez wypadek wymyśliłam. Ścisnęłam wodę w jedno skupisko. Chodziło o to, żeby wszystkie cząsteczki napierały na siebie nawzajem, powodując tarcie. Dzięki temu woda stawała się coraz bardziej gorąca i zaczęła wytwarzać nikłe światło. „Jeszcze trochę” – myślałam. Minęło jeszcze chyba z pięć minut, zanim woda w końcu rozbłysła błękitnawym blaskiem. Nie było przy nim widać tak dużo, jak przy świetle dnia, ale na razie taki poblask powinien mi wystarczyć. Podsunęłam niebieską kulkę blasku do macek, a te, o dziwo, zaczęły mnie puszczać i cofnęły się do małej jamki w kamiennej ścianie. Powoli wstałam, ale mięśnie tak mi zdrętwiały, że poruszałam się z wielkim trudem. Ile ja mogłam tu leżeć? Poświeciłam jeszcze trochę do otworu i przyjrzałam się mu z bliska. Nie był głęboki wręcz przeciwnie. Była to malutka szczelina. A dziwnych macek nigdzie nie było.
Przekonałam się, że znajduję się w miejscu pod czarną kałużą. Najwyraźniej ona miała robić za coś w rodzaju pułapki, czy jako-takiej ochronki. W miejscu gdzie wciągnęły mnie tajemnicze macki, o których myślałam, że należą do jakiegoś oślizgłego potwora, było suche i czyste powietrze. Dziwne kończyny najwyraźniej miały za zadanie wciągnąć tu ofiarę i zadusić. Być może źle mnie objęły, bo nie udało im się mnie udusić i do tego, jeszcze żyję. Oj, Soul będzie zły.
Pochodziłam po jamie i oceniłam jej wielkość. Nie była duża, dwa razy mniejsza od mojej własnej jaskini. Musiałam tez coś zjeść. O dziwo, nie było z tym problemu. We wgłębieniu jaskini znalazłam posłanie z siana i trochę owoców. Dość marny posiłek, jak na wilka, no ale innego nie miałam. Zdziwiłam się. To było zbyt proste. Tak jakby dla tych, co przeżyli, basior zostawiał specjalną nagrodę. Jednak nie narzekałam. Zostawiłam cześć jedzenia, gdybym miała tu zostać dłużej, co osobiście, średnio mi pasowało. Teraz zostało najgorsze. Jak się stąd wydostać?
< Cole? Sorry, ze tak długo, ale wena mi podupadła, a nie chciałam wysyłać tylko kilku zdań. :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz