Szłam za tropem po wyboistym zboczu, pośpiewując pewną smutną piosenkę. Bałam się, że nie zdążę, więc poruszałam się bardzo szybko. Moja sierść była już lepka od potu, choć szłam dopiero dwie godziny. Z pozycji słońca wywnioskowałam, że jest około dziewiątej rano. Postanowiłam, więc zrobić krótką przerwę na przemycie spoconego ciała.
Szłam dalej. Im bliższa byłam celu, tym bardziej rozmazywało mi się położenie Cole’a. Gdzie on może być? Może, znajduje się już na terenach Wilczego Księcia i dlatego nie widzę dokładnego miejsca jego położenia? W dodatku słońce tak przypieka, że dla mnie, wilka wodnego, jest to prawdziwy koszmar. Na szczęście zaczął wiać przyjemny, chłodny wiatr. Wiatr? „To jest wiatr?!” – myślałam. – „Wiatr chyba powinien mieć jedną temperaturę i w dodatku wiać, a nie…”
Moją myśl przerwała nagła noc. „To niemożliwe. Jeszcze przed chwilą był dzień…” – otaczała mnie jednostajna ciemność i chłód. Po mimo mojego futra było mi bardzo zimno. – „To nie był wiatr. To była oznaka tego, że zbliżam się do terenów Navaroga. Może nawet takie ostrzeżenie…”
Zatrzymałam się. I tak nie miałam dokąd iść. Na głazie przede mną wrósł jak znikąd potężny, czarny wilk. Wyglądał tak majestatycznie, że gdyby kazał zrobić mi cokolwiek, nawet coś bardzo głupiego, bez wahania zrobiłabym to. Jego widok sprawił, że w moim sercu zagościł podziw. Wyglądał władczo i królewsko, ale też tajemniczo. To musiał być Wilczy Książe.
- Czego tu szukasz? – usłyszałam łagodny, aksamitny głos. Nie umiałam określić skąd pochodzi, jednak byłam pewna, że należy do Księcia. Jego mgliste i czarne jak noc ślepia były wbite we mnie. Wydawało mi się, że nogi mam jak z waty. Bałam się.
- Ja… - przełknęłam ślinę. Nie mogłam się teraz poddać. Zaszłam zbyt daleko. – Ja przyszłam… Przyszłam poszukać mojego przyjaciela. Powiedział mi, że przyjdzie tutaj prosić ciebie, Wielmożny Władco, o pomoc. Przepraszam, że tak wchodzę na twe ziemie bez pozwolenia, jednak, Panie, musisz mnie zrozumieć. Bardzo mi na nim zależy.
Navarog przypatrzył się mi swoimi oczami, które budziły we mnie ciekawość. Co się kryje za tą mglistą maską? Nie wiedziałam. Poczułam, że spojrzenie Księcia lustruje mnie od stóp do głów jak rentgen. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mojej piersi, dokładnie w miejscu, gdzie leży moje serce. Poczułam się tak jakby ktoś rozrywał mi klatkę piersiową. Broniłam się z całych swoich sił jednak on nie ustępował. W końcu się poddałam. Pozwoliłam wejść Wilczemu Księciu do serca, by zobaczył w nim wszystko. Wszystkie moje uczucia nie stanowiły dla niego tajemnicy. Nic nie mogłam na to poradzić.
Gdy Navarog skończył przyglądać się mojej duszy, poczułam się tak jakby wielki ciężar wyleciał mi z serca, a na jego miejsce przyszedł ból. Ból był tak wielki, że padłam na ziemię. Nie miałam siły walczyć. Wpadłam w śpiączkę, w której raz się budziłam, a zaraz potem znów traciłam przytomność. Mimo to czułam, że umieram. Nie od razu, lecz powoli, stopniowo. Każda komórka mojego ciała umierała, gdy traciłam przytomność. Nie wiedziałam czy to ma sens. Pewnie nie, jednak dla mnie była to prawda. Umierałam na ziemi, na terenie Wilczego Księcia, ponurego jak noc. Bawił się mną, obserwował jak umieram. Pewnie sprawianie mi bólu dawało mu dużą satysfakcję. Ja tylko czekałam, aż to wreszcie się skończy. Chciałam umrzeć. Tu. Teraz. Byleby zakończyć tortury. Nie mogę zginąć? Czemu? Co mnie tutaj jeszcze trzyma? Nie musiałam się długo zastanawiać. Cole.
Wstałam wyczerpana z uczuciem, że każda część mojego ciała powoli się zapala. Mimo to podeszłam do Navaroga, tak blisko, że tylko kilka centymetrów dzieliło nasze pyski. Musiałam być silna. Spojrzałam mu głęboko w oczy i cicho wychrypiałam:
- Gdzie on jest?
Książę spojrzał na mnie ostro i przenikliwie. Części mojego ciała rozżarzyły się jeszcze bardziej. Nie chciałam ponownie zemdleć. Choć czułam, że to koniec, że umieram, że nic nie mogę już zrobić, w ostatnim przedśmiertnym geście powiedziałam:
- Możesz mnie zabić. Ale nie waż się go tknąć.
I spadłam.
< Cole? Chyba zdobyłam nową specjalizację: pisanie nieracjonalnych myśli. O.o >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz