wtorek, 23 grudnia 2014

Od Ceiviry CD. Serine'a

Od nadmiaru fryzur i krojów sukien ślubnych kręciło mi się w głowie. Chciałam od tego odpocząć. Plus był taki, że Chance wybrała wreszcie kreację, a ja uczesanie. Martwiłam się o Serine'a. Zaczęło się ściemniać, ale ten nie wracał. Pożegnałam się z waderą i wyszłam z jaskini. Włóczyłam się w tę i z powrotem, obserwując z przerażeniem, jak słońce schodzi coraz niżej.
- A może coś mu się stało? - pomyślałam.
Po kilkudziesięciu minutach ujrzałam w oddali wilczą sylwetkę. Zaczęłam iść w tym kierunku. Jak wielka była moja radość, gdy odkryłam, że to Serine. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam. Ten chyba się zdziwił, bo dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
- Gdzie byłeś tyle czasu? Martwiłam się - rzekłam nieśmiało.
- Poszedłem na spacer, a potem coś mnie zatrzymało. Naprawdę się o mnie martwiłaś? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Już myślałam, że coś ci się stało. Nie rób tak więcej.
- Dobrze, nie będę - uśmiechnął się nieznacznie.
Nagle ostatnie promienie słońca schowały się. Upadłam na ziemię. Znowu ten okropny ból. Serine objął mnie. Cała dygotałam. Chciał pomóc mi to wytrzymać. Udało się. Po kilku minutach ustało. Dyszałam ciężko. Z każdym następnym razem było coraz gorzej. Basior położył się obok mnie i spojrzał z troską w moje oczy. Ja mogłabym patrzeć w jego całe wieki. 
- Cei, proszę powiedz mi, co ci jest?
- Nie mogę... - spuściłam łeb.
- Jak to?
- To wkrótce minie. Wilki Dźwięku już tak mają - powiedziałam.
- Dobrze, niech będzie, ale obiecaj, że jeśli poczujesz się bardzo źle i będziesz potrzebowała pomocy, od razu mi o tym powiesz - odparł.
- Dobrze, obiecuję - zgodziłąm się.
- Cei, ja się tylko o ciebie martwię. Nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby ci zaszkodzić, naprawdę.
- Nie musiałeś tego mówić. Wiem to od dawna - rzekłam spokojnie, wpatrując się w niego.
Ten tylko lekko się uśmiechnął.
- Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie. Za to, że byłam taka wybuchowa i cały czas tylko krzyczałam. Za dużo rzeczy zwaliło mi się na głowę. Wybacz - rzekłam z pokorą.
- Gdybym wiedział, jakie to rzeczy, starałbym się pozbyć ich od zaraz. Nie lubię, gdy jesteś smutna, zagubiona, a przede wszystkim sama. Przez te ostatnie dni mnie też nie było łatwo. Nie gniewam się, naprawdę - odparł.
- To co, zgoda?
Wyciągnęłam łapę w stronę wilka. Ten zamiast ją uścisnąć, przytulił mnie mocno. Wreszcie coś zaczynało się układać. Nagle usłyszałam kroki. Wyrwałam się z objęć Serine'a. Około pół metra od nas stała Chance. Podbiegła do basiora. Teraz to ona go przytuliła.
- Gdzie ty się podziewałeś? Strasznie się o ciebie martwiłam - ten sztuczny, dziwny akcent.
- Byłam się przejść i tak jakoś wyszło - odparł zmieszany.
- Dobrze, że już jesteś. Idź do jaskini. Ja muszę obgadać jedną, ważną sprawę z moją druhną - rzekła, uwalniając Serine'a z uścisku.
Gdy basior odszedł, Chance od razu podbiegła do mnie. Była wściekła.
- Co to miało być?! Czy nie mówiłam ci, że masz się trzymać od niego z daleka?!- krzyczała.
- Nie wiem, co masz na myśli - odparłam przestraszona.
- Ty nie wiesz?! Śmieszna jesteś. Co to za uściski? Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że nie widzę, jak się do niego kleisz?! - nie mogła się opanować.
- Ale to był tylko przyjacielski uścisk - sama wiedziałam, że to nieprawda.
Wadera wybuchła głośnym śmiechem.
- Ty nigdy nie odpuszczasz, co? On będzie szczęśliwy tylko ze mną. Nie masz u niego szans, rozumiesz?!
Skuliłam się. Chance była rozwścieczona do granic możliwości.
- Ooo, a pamiętasz, jak nazwał cię brzydką? Nic dla niego nie znaczysz, nic! - wrzasnęła.
- Nie daj się wmanewrować w te gierki. To nieprawda - powtarzałam w myślach.
Najlepsze było to, że ja naprawdę wierzyłam w to, że Serine'owi na mnie zależy. Dał tego dowód już nieraz.
- Zobaczysz, co spotyka tych, którzy lekceważą moje ostrzeżenia - powiedziała.
Wadera uniosła łapę, uzbrojoną w długie pazury. Chciałam uciec, ale nie było to możliwe - stałam pod skałą. Chance ugodziła mnie w brzuch. Od razu popłynęła struga krwi. Nie mogłam się obronić.
- I co warto było? - wyszeptała z irytacją.
Wtem poczułam, jak unoszę się do góry. Po chwili uderzyłam z całej siły ciałem o skały. Do moich uszu dotarł dźwięk gruchotanych kości. Zaskomlałam tak głośno, że liczyłam, iż ktoś mnie usłyszy.
- Jeśli Serine się o tym dowie... - wychrypiałam słabym głosem.
- Skarbie, a kto mówi, że się dowie? Przecież ty mu nic nie powiesz. Chyba że chcesz, żeby Serine podzielił twój marny los - rzekła słodko.
Przestraszyłam się. Nie mogłam pozwolić, żeby Chance zrobiła coś Serine'owi. Ja to pół biedy. Przecież i tak jestem martwa, ale on...
- Posłuchaj mnie. Jeśli jakimś cudem ktoś cię uratuje, nie powiesz, że to ja ci to zrobiłam. Wersja ma być taka: skończyłaś ze mną rozmawiać o sukni ślubnej. Chciałaś wrócić, ale wtedy ktoś cię zaatakował. Nie widziałaś napastnika. Straciłaś przytomność, rozumiesz? - zapytała złowrogo.
Pokiwałam łbem, bo tylko to byłam w stanie zrobić. Potem Chance odeszła, zostawiła mnie samą. Krew płynęła czerwonym strumieniem. Traciłam siły. Wszystko bolało mnie okropnie. Czułam, że tracę  przytomność. Wtem do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. W blasku księżyca ujrzałam sylwetkę wilka. Podszedł do mnie. Ostatnie, co widziałam, to piękne, zielone tęczówki - tęczówki Serine'a...

<Serine, mój wybawco? :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz