wtorek, 23 grudnia 2014

Od Cole'a CD. Emmy

Było strasznie mokro. Deszcz lał z nieba, osłaniając widoczność. Uplotłem więc sobie "parasol" z liści. Było mi źle... czułem się słabo, ale to nie przez to, że pogoda była nie w porządku, tylko moje moje serce poważnie słabło. Dlaczego tak się stało. Po tym jak nawrzeszczałem na Soula, pewnie Emma uważała, że jestem idiotycznym samolubem i patrzę tylko na siebie, a nie na innych. Ale cóż mogę poradzić? Soul jest wysportowany, dobrze zbudowany, masywny, ma piękne, czarne, gładkie lśniące futro, głębokie uwodzicielskie spojrzenie, potężne skrzydła, płynny i czysty, głęboki, prawdziwy, męski głos i ten swój diabelski uśmieszek na podryw wader, umie pokonać wroga jednym ciosem, włada piorunami... a ja? Ja co mam? Wyblakłe, szorstkie, brązowe futro, zielone oczy, poharatany nos, zachrypnięty, dziecięcy głos, jestem tak chudy, że może mnie porwać najmniejszy podmuch wiatru, nic co mówię nie jest brane na poważnie... niektórzy uważają nawet, że mam poprzewracane we łbie... na kogo poleci taka wadera, jak Emma? Cóż... powiedzmy szczerze... nie miałem u niej szans. Ech... przyspieszyłem. To było gdzieś niedaleko... byłem tego pewien. Wyczułem to. Po kilkunastu minutach marszu zrobiło się całkowicie ciemno. Nocny płaszcz okrył świat i tylko z oddali dało się słyszeć pohukiwanie sów. Tak. To było to miejsce. Nagle chmury powoli się rozstąpiły a na niebie zawitał pusty, odległy, zimny, biały księżyc. Nagle przez moment przysłonił go cień. Oprzytomniałem i potrząsnąłem głową przypominając sobie, na czyich terenach się znajduję. Nagle na wielkim, spróchniałym, porośniętym mchem pniu pojawił się wilk. Nie był on jednak zwykłym wilkiem. Był zdecydowanie większy ode mnie. Jego sylwetka była szczupła, rozbudowana i wysoka. Miał oczy, jakby spowite mgłą... zimne, ale tchnące łagodnością. Jego czarna sierść powiewała na wietrze, niczym jedwabny płaszcz sprawiający wrażenie potęgi...

Wpatrywał się we mnie swoimi oczami skrywającymi jakąś wielką tajemnicę. Imponował mi. Nagle zewsząd, z każdej strony odezwał się krystalicznie czysty, gładki, łagodny i głęboki, jednak szorstki i chowający urazę ton:
- Czego tu szukasz?
Nagle nogi mi zesztywniały. Zacząłem się rozglądać. Niebo spowiła krwista czerwień, a czarne chmury wlokły się po niej zwiastując śmierć i smutek. Czułem się zdezorientowany. Nagle Wilczy Książę rozpadł się w drobne kawałeczki, a każdy z nich zamienił się w czarną wronę, posiadającą identyczne zimne, białe oczy. Nagle spod ziemi wyrósł wielki pagórek, a wrony rozproszyły się i zamieniły w popiół... nie było wątpliwości. To musiała być technika iluzji! Ta z której nie da się wybrnąć! Nagle na głaz wskoczył człowiek... widziałem tylko jego sylwetkę, ale wyczuwałem, że skądś go znam... Nagle wyciągnął rękę w stronę wysoko osadzonego księżyca i przyciągnął go do siebie. Zaczęło kręcić mi się w głowie... to nie była żadna wizja. Postać uderzyła w księżyc jakąś potężną mocą, a on zalał się krwią i utworzył na nim symbol, zupełnie jak oczy ów mężczyzny i... moje...Nagle zacząłem się palić. Wrzasnąłem z przerażenia patrząc w oczy mężczyzny. Zamknąłem je natychmiast i trzymając się za głowę skuliłem w kłębek potrząsając z rozpaczy głową...
***
          Otworzyłem oczy. Stałem na łapach. Cały się trzęsłem i byłem zalany potem. Dyszałem ciężko. Wszystko jednak było tak jak dawniej... granatowe niebo pokryte gwiazdami, lodowaty, biały księżyc na swoim miejscu. Navarog siedzący na głazie, wpatrujący się we mnie swoimi oczami. Coś jednak było nie tak. Z jednego z jego oczu spływała krwawa łza. Ta potężna technika iluzji... to musiał być Wilczy Książę.
- Czego tu szukasz? - powtórzył pytanie. Jednak ja nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, gdyż opadłem na ziemię bez sił i straciłem przytomność. 
          Gdy tylko odzyskałem przytomność wstałem natychmiast i otrzepałem się. Navarog nadal wpatrywał się we mnie.
- Czego tu szukasz? - zapytał ponownie. Ale tym razem postanowiłem mu odpowiedzieć.
- Ja...? Przyszedłem prosić Wielmożnego Księcia o pomoc... - ukłoniłem się na drżących łapach.

<Emmo? ;3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz