czwartek, 6 listopada 2014

Od Ceiviry CD. Serine'a

Chciałam coś zrobić. Pocieszyć go, położyć mu łapę na ramieniu, żeby wiedział, jak bardzo mnie boli, gdy się tak zachowuje, ale tego nie zrobiam. Odwróciłam się tylko i wróciłam na balkon. 
- Lećmy - powiedziałam smutno.
White już otwierał pysk, żeby coś powiedzieć, ale ja uniosłam łapę do góry. Nie miałam ochoty słuchać go teraz. Wzleciał więc wysoko do chmur, a ja podążyłam za nim. Zamknęłam na chwilę oczy, nadal lecąc. Wysłałam wcześniej fale dźwiękowe, więc bliskie spotkanie z drzewem mi nie groziło. Lekki powiew wiatru otulał mnie, przynosząc ulgę, której tak teraz pragnęłam. Zastanawiałam się, co jest nie tak. Jeszcze wczoraj razem z Serinem tak dobrze się bawiliśmy, a dziś rano? Cały czas miałam w głowie obraz basiora ze spuszczoną głową. Starałam się go oddalić i sprowadzić inny, bardziej optymistyczny. Nagle poczułam obok siebie obecność kogoś jeszcze. Rozwarłam powieki. To był White.
- Już dolatujemy. Wszystko w porządku? - zapytałam, posyłając mi jedno ze swoich czułych spojrzeń.
Nic nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam przed siebie. Wiedziałam, że biały basior to zrozumie. Po chwili wylądowaliśmy. Podążałam za nim w ciszy.
- Stój - powiedział cicho.
Wysłałam fale dźwiękowe we wszystkie strony. Jakieś zwierzę tu było, a nawet kilka. Wymieniliśmy z basiorem porozumiewawcze spojrzenia. Nieraz już polowaliąmy razem. Taki znak mówił sam za siebie.
- Gotowa? - zapytał szeptem.
Pokiwałam łbem. Zaczęliśmy się skradać do naszych "ofiar". White robił to, jak zwykle bezszelestnie, a ja, w porównaniu do niego, tłukłam się niemiłosiernie. Wreszcie został nam tylko jeden sprawny skok. Znowu wymieniliśmy spojrzenie, a za sekundę już byliśmy na grzbietach naszych ofiar. Po chwili polowanie dobiegło końca. Usiadłam pod drzewem i rozkoszowałam się chwilą ciszy i spokoju. Nagle do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. Wstałam i zaczęłam nasłuchiwać. Wtem White skoczył na mnie i przewrócił na ziemię. 
- Co ty wyprawiasz? - prawie krzyknęłam.
- Spokojnie, nie wiedziałem, że to cię tak rozzłości, wybacz - rzekł trochę zmieszany.
Podniosłam się i westchnęłam.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
Basior podszedł do mnie i położył mi łapę na ramieniu.
- Co jest, Cei? - zapytał.
- Nic... Ja po prostu mam dziś zły humor chyba i ten... Nerwowo reaguje... - wyznałam.
White lekko się uśmiechnął. Wiedziałam, że rozumie. W końcu był moim przyjacielem. Nie lubił, gdy się smucę, ale komu to odpowiadało? Chyba nikomu. Nawet mnie samej. Basior odsunął się, ale tylko o centymetr. 
- A pamiętasz, jak kiedyś, we dwoje, wybraliśmy się na polowanie? Było ciepło. Mogę nawet powiedzieć, że bardzo gorąco. Zaczęliśmy się skradać i wtedy... - zaczął.
- Konik polny wskoczył mi na nos, a ja zaczęłam się tak śmiać, że... - przerwałam mu.
- Wypłoszyłaś nam całe stado dorodnych jeleni - dokończył, układając usta w lekkim uśmiechu.
Nie wiadomo skąd, tuż na moim nosie zobaczyłam prezroczystego konika polnego. Uśmiechnęłam się. Najpierw leciuteńko, a potem coraz szerzej, aż w końcu wybuchłam śmiechem. Popatrzyłam na basiora. Zawsze wiedział, jak mnie rozbawić, od małego. Uwielbiałam te jego małe stworzonka, które tworzył z niczego.
- Dlaczego ja tak nie umiem? - zaśmiałam się.
- Chcesz, to mogę cię nauczyć.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny.
- Dobra, ale nie tutaj. Powinniśmy się już zbierać. Serine został tam sam, a zamek jest pełen dziwactw. Drzwi bez klamek, smoki i takie inne - powiedziałam.
White pokręcił głową z niezadowoleniem i jakimś dziwnym zawodem. Podszedł do mnie.
- A ty ciągle mówisz tylko o nim. Choć na chwilę zapomnij o jego istnieniu. Na momencik... Teraz jesteśmy tylko my - ty i ja. Czy to ci nie wystarczy?
Zaczął zbliżać się coraz bardziej w moją stronę, ale ja odsuwałam się krok po kroku. Wreszcie natrafiłam na drzewo za moimi plecami. Nie mogłam się już cofnąć. White położył mi łapę na policzku. Spoglądał na mnie w dziwny sposób. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego wzroku. Bałam się, że za chwilę zrobi coś, czego będzie żałował.
- White, posłuchaj mnie... - zaczęłam, ale ten od razu mi przerwał.
- Nie, Cei. To ty mnie posłuchaj. Cały czas przebywasz TYLKO z nim. Razem się śmiejecie, nawet śpiewacie! Zapomniałaś już, jak chciał cię otruć? Nie widzisz, że TYLKO mi zależy na tobie naprawdę? - prawie krzyczał.
Takiej twarzy basiora nie znałam. Chciałam, żeby Serine tu był, żeby był tu natychmiast, teraz, w tym momencie! Przywarłam do drzewa pod naporem ciała White'a. Musiałam, jakoś wyjść z tej pułapki. Szybko wysłałam falę dźwięku za niego i wniknęłam w niego. White niezwykle się zdzwił. Coś z niego uleciało. Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem. Ten zaczął oglądać swoje łapy, ciało, wszystko, jakby bał się samego siebie.
- Powinniśmy już lecieć... - powiedziałam niepewnie i powoli.
Wzbiłam się w powietrze, zanim jeszcze usłyszałam odpowiedź. Chciałam, jak najszybciej stamtąd uciec.
- Cei! A co z naszą zdobyczą?! - wykrzyknął.
Miał rację. Wróciłam po jednego z jeleni i niosłam go na chmurce z dźwięku. Przez całą drogę nie wypowiedziałam ani jednego słowa. Przeleciałam przez balkon i wylądowałam w kuchni. Położyłam zwierzynę w kącie i usiadłam na kanapie. Chwilę później dołączył do mnie White.
- Cei... Przepraszam... Wybacz mi, poniosło mnie - powiedział zmartwiony.
- Zapomnijmy o tym. To się nigdy nie wydarzyło... - wyszeptałam.
- Jak sobie życzysz. Czy my jesteśmy jeszcze przyjaciółmi? - zapytał ze smutkiem.
Niepewnie wstałam z kanapy i podeszłam do wilka. Przytuliłam go, ale był to tylko i wyłącznie przyjacielski uścisk.
- Tak - powiedziałam.
Wtem usłyszałam jakieś kroki. Oderwałam się od basiora. Chwilę później w drzwiach stanął Serine. Ucieszyłam się na jego widok. Jednak dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg, White przytulił mnie bardzo mocno i to nie tak przyjacielsko, jak zrobiłam to chwilę temu. Natychmiast się od niego odkleiłam. Na twarzy Serine'a pojawił się smutek, ogromny. Odwrócił się i pobiegł w nieznanym kierunku.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam do White'a i pognałam za Serinem. 
- Zaczekaj! - wołałam za nim.
Znalazłam go za pomocą dźwięku. Stał na środku pustej sali. Światło padało na jego piękne futro. Wyglądał niesamowicie. Podeszłam do niego po cichu.
- Serine... - zaczęłam cicho.

<Serine? Ale się rozpisałam :O Na końcówce zbytnio mnie poniosło, wybacz.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz