- Nic ci nie jest! - krzyknąłem uradowany i przytuliłem waderę. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nic ci nie jest i wszystko dobrze się skończyło.
Wadera uśmiechnęła się blado i wyjąkała:
- T... też... s... się b... bardzo c... cieszę...
- Jesteś bardzo osłabiona. - przyłożyłem łapę do czoła wadery, by sprawdzić, czy nie ma gorączki. Żarzyła się jak ogień. Była blada. Wziąłem ją w swoje objęcia. - Zaniosę cię do jaskini. Tam odpoczniesz.
Pognałem do naszej jaskini. Melody wyłożyła się na łożu. Twierdziła, że było jej nie dobrze i potwornie wszystko ją bolało. Przyrządziłem jej napar z jagód i wręczyłem. Ona jednak nie była głodna. Wyglądała na chorą więc postanowiłem zabrać ją do szamanki. Jak mówiłem, tak też zrobiłem. Szamanka obadała waderę i zaczęła o czymś zrzędzić. Później poprosiła mnie, abym mógł zamienić z nią kilka słów [...].
***
Uradowałem się jak nigdy dotąd po radosnych wieściach. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Na szczęście Melody nic poważnego się nie stało. Odprowadziłem ją do jaskini. Samantha zaleciła jej jedynie kilka zdrowych wywarów.
- Co powiedziała ci szamanka? - wychrypiała Melly osłabionym głosem.
- Mell... moja najdroższa, właśnie zostałaś matką.
<Melly? ;*>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz