Wpatrywałem się rozmarzony w gwiazdy i wsłuchiwałem w ciszę. Zrelaksowałem się i przymknąłem oczy. Nagle, gdzieś w pobliżu, w lesie rozległ się wydźwięk strzału z karabinu. Wraz z Aurorą zerwaliśmy się na równe nogi.
- Co to było? - zapytałem zdziwiony.
- Karawana! Już tu idzie! - wykrzyknęła spanikowana Aurora. - Szybko! Jak najszybciej musimy dotrzeć do watahy i ogłosić alarm trzeciego stopnia!
Nie czekając na mnie wadera popędziła w stronę watahy. Puściłem się pędem wraz z nią. Z tyłu dało się słyszeć trzask i łomot gruchotanego na miazgę drewna. Zastanawiałem się co to może być ta Karawana. Aurora zatrąbiła w wielki róg i poleciła wszystkim aby schowali się w jaskiniach. Mnie również pociągnęła za łapę. Biegliśmy prawie pustą ścieżką. Mieliśmy schować się w mojej jaskini, lecz Aurorze zaklinowała się łapa. Nie mogłem jej pomóc, gdyż byłem zablokowany włazem do jaskini. Na wzniesieniu ukazała się grupa wielkich "ludzi" z karabinami. Jeden z nich wrzasnął coś s stylu 'Tam są!'. Aurora spanikowała. Ja również. To była jedna z niewielu sytuacji w moim życiu, które paraliżują ze strachu. Nagle przez niebo przeleciała niewielka sylwetka małego, brązowego basiora. Uskoczył obok Aurory i jął uwalniać jej nogę. Gdy mu się to udało, rozległ się głuchy wydźwięk strzału i zgrzyt. Wilk upadł na ziemię. Wciągnąłem go razem z Aurorą do jaskini.Gdy przyjrzałem mu się dokładniej, doszedłem do wniosku, że to Cole.
<Aurora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz