Moje życie stało się nudne. Każdy dzień spędzałem głównie na jedzeniu i spaniu. Tego już za wiele. Myślałem co by tu porobić. Poszedłem do lasu i napiłem się wody z pobliskiego źródła. Nagle mnie olśniło. Tydzień temu nasz nowy alfa - Aventy opowiadał o eliksirach i o sposobach zdobycia ich. Zdecydowałem że spróbuję zdobyć eliksir dusz. Jego sprzedawcę można znaleźć na lodowym pustkowiu, jest nim koń - duch o imieniu Savrilie. Ruszyłem pędem do jaskini. Spakowałem mapę, krzesiwo i buteleczkę z wodą. To lodowe pustkowie znajdowało się daleko na południe od naszej watahy. Wyruszyłem. Na początku biegłem truchtem, lecz potem zwolniłem do normalnego i powolnego chodu. Szedłem tak przez ponad tydzień, a mój dzień tak samo toczył się wokół jedzenia, spania i chodzenia. W końcu dotarłem na skraj lodowego pustkowia. Na dzień dobry ujżałem wielkiego lodowego smoka, który mi się przyglądał.
-Czego tu? - zawołał ostrzegawczym tonem.
-Szukam Savrilie'a - odparłem.
-Każdy tak mówi - warkną smok.
-A co tobie do tego? -zapytałem.
-Jestem strażnikiem tych ziem - odparł.
Ten gad zaczął mnie denerwować.
-Każdy gad z poczuciem wyższości może tak powiedzieć - warknąłem.
Ten nagle wytworzył 3 sople i rzucił nimi we mnie. Niczym sztylety wbiły się w lód tuż obok mnie.
-To moje ostatnie ostrzeżenie - warknął smok.
No cóż...tak to jest z tymi strażnikami, lecz ja nie zamierzałem się poddać. Porozmawiamy jak równy z równym, moja smocza forma przewyższa tego nadętego gada. W ułamku sekundy zmieniłem się w smoka. Gad patrzył na mnie nie dowierzając.
-No to jak będzie? - zapytałem ostrzegawczym tonem.
-Nie zmienię zdania choć byś stał się samym bogiem - odpowiedział poirytowany.
-Zła odpowiedź - krzyknąłem.
W trymiga wytworzyłem w łapach kulę wody i rzuciłem nią w gada. Przez panującą tutaj mocno ujemną temperaturę kula zamarzła w locie i smok dostał w twarz kulą lodu. W ściek się i rzucił się na mnie. Spadł twardo przed moim pyskiem krusząc pod sobą lód. Strzeliłem mu ogonem w pysk, a ten się zatoczył. Kiedy wrócił do zmysłów zaatakował mnie prawym sierpowym. Nie zdążyłem odskoczyć i dostałem w zęby. Wyplułem 2 zakrwawione kły. Wpadłem w szał. Zacząłem maczać mu skrzydłami przed oczami. Cofnął się, a ja podciąłem mu łapy ogonem. Runął na lud. To lodowisko pod jego ciężarem pękło, a on wpadł do wody. Tafla natychmiast zamarzła, a ja ruszyłem dalej już pod postacią wilka. Wszedłem na szczyt, na którym stał ten gad i ujrzałem przepiękny krajobraz, a na samum jego środku był mały zamek.
Mapy wskazywały że to jest miejsce zamieszkania tego konia. Znów stałem się smokiem i poleciałem do bramy tego zamku i spowrotem przybrałem postać wilka. Bramy się otworzyły, lecz nikogo za nimi nie było. Szedłem wzdłuż ścieżki. Nagle przedemną ukazał się on. Był biękny.
-Masz tupet wilku żeby tu się zjawiać - powiedział ironicznie koń.
Nie odpowiedziałem.
-Jak strażnik mówi "Wynocha" to trzeba go posłuchać. - ciągnął koń - a więc po co tu przylazłeś?
-Prosić się o eliksir dusz - odpowiedziałem chłodno.
-Nic nie jest za darmo - warknął
-Mam pieniądze, mogę zapłacić - oznajmiłem
Pokazałem mu sakwę pełną pieniędzy, której się dorobiłem po drodze.
-Tak to inna rozmowa - powiedział
Znikną gdzieś na chwilę, po czym znów się pojawił. Miał w pysku flakonik z niebieską substancją.
-Tym razem rozstaniemy się jak przyjaciele, lecz gdy zobaczę tu cię jeszcze raz to zabiję jak psa którym jesteś - warknął i zniknął
Nie przejąłem się tym. Na luzie wyszedłem za bramy. Kiedy dotarłem na skraj lodowego pustkowia zobaczyłem tego smoka. Złowrogo na mnie patrzył, jednak nie zaatakował. Gdy się oddaliłem zaczął na mnie wrzeszczeć - używał nie zbyt cenzuralnych słów...Lecz tym również się nie przejąłem .Wróciłem do watahy i do swojej jaskini. Ukryłem flakonik, tak by był dostępny w nagłych przypadkach.
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz