- Zaprowadzić cię do alfy? - spytał po chwili.
Nie chciałam wychodzić na zewnątrz. Bałam się, że On znowu mnie znajdzie. Rozglądnęłam się dookoła.
- Mógłbyś mnie zaprowadzić? - spytałam patrząc się w inną stronę.
- Jasne - odpowiedział krótko.
Basior wszedł pierwszy. Ja nieśmiało za nim.
- Opowiesz mi coś osobie?
Nie odpowiedziałam. Za bardzo przejęta byłam całą tą sytuacją. Zanim się obejrzałam dotarliśmy do jaskini alfy. Basior powiedział, że zaczeka na mnie niedaleko stąd. Przedstawiłam się, porozmawiałam. Nie trwało to długo.
W końcu wyszłam. Otrzepałam, przeciągnęłam. Po chwili wilk stał przede mną.
- I jak?
- Dobrze - powiedziałam cicho.
Basior zaproponował spacer po terenach watahy. Zgodziłam się. Szliśmy w ciszy. Ja przygarbiona, z pyskiem prawie przy ziemi, a basior wyprostowany, dumny.
- Opowiesz mi coś o sobie? - spytał.
-Co by tu opowiadać? Jestem jedną z tych bardziej... hm jak to nazwać, pomiatanych wilków?
- Nie wierzę! Ty, pomiatana?
- Zdziwiłbyś się. Tak w ogóle to Sandstorm - podałam mu łapę.
- Ja jestem...
- Cobalt - przerwałam mu. Wiem to.
- Czyżby... Nie. Ale... - pogubił się.
- Czytam w myślach - spuściłam wzrok. - Wiem, że nie jest to przyjemne, przepraszam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się. Odwzajemniłam uczucie.
- To dobrze. Akurat wszyscy, z którymi miałam szanse się za przyjaźnić... A nawet coś więcej... Każdy tego nienawidził.
- Pewnie także to znienawidzę.
- Postaram się to ograniczyć, ale nie obiecuję - zaśmiałam się. - Po pewnym czasie się przyzwyczaisz.
Bardzo przyjemnie rozmawiało mi się z Cobaltem. Zapomniałam o dręczącym mnie temacie.
<Cobalt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz