Cała impreza się udała. Wszyscy dobrze się bawili, a ja byłam zadowolona. Pierwszy raz od bardzo dawna wstałam z uśmiechem na ustach. Czułam roznoszący się wszędzie zapach wolności. Łagodny wiatr, zapach drzew - wszystko się zgadzało. Takie powinno być całe moje życie, a nie tylko jego nędzna część. Postanowiłam wybrać się na spacer po terenach watahy. Szłam prosto przed siebie, nucąc jak zwykle pod nosem przypadkowe dźwięki. Wtem zorientowałam się, że łapy zawiodły mnie na plażę. Skierowałam wzrok w niezmierzony błękit morza. Westchnęłam cicho.
- Jeszcze wczoraj leciałam nad Tobą jako więzień, a teraz jestem wolna - wyszeptałam.
Zaczęłam drżeć. Z oczu popłynęła mi łzy. Szczęścia, czy rozpaczy? Nie wiem... Teraz myślałam tylko o tym, że cała moja rodzina straciła życia, bo ja nie miałam odwagi poświęcić swojego. Wtem usłyszałam jakieś kroki. Spuściłam głowę w dół i patrzyłam na piasek. Nagle ten ktoś się odezwał...
< Jakiś basior? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz