Usłyszałem sapanie i nie regularny tupot. Odwróciłem powoli głowę i ujrzałem Ignis. Mała sierść sklejoną od potu i czerwone oczy od łez. Miała czujny wzrok.
-Co się stało?-zapytałem.
-Właśnie... Wreszcie wiem co muszę, co mogę. Uczucia są jak ogień i jak...-zapędzają mówiła bez składu i ładu.- Coś czego nie powinno być... Ja już wszystko wiem i nadal eon wiem nic.- zakończyła.
Myśląc nad jej wypowiedzią miałem nadzieję że się uspokoi i rozluźni. Wyraźnie widziała moje zakłopotanie.
-Sperrk... Pomożesz mi? Szczęście jest mi potrzebne... Powinnam o tym wiedzieć wcześniej ale...- mówiła już stanowczo wyraźnie i smutno.- Nigdy o tym tak nie myślałam!
-To jest pierwszy krok w stronę szczęścia...- wydukałem.
-Jaki?! Co?
-Wiesz już że to jest potrzebne. Chcesz szczęścia więc już jesteś do przodu.- wypaliłem po chwili.
Takie coś było dla mnie szokiem nad szokami ale co by tu innego zrobić jak nie pomóc? W końcu ja też pragnę szczęścia, rodziny, bliskości i miłości...
-Co mogę zrobić?- zapytałem.
-Powiedzieć mi co mam robić.
-Ale Jak to?!-zdziwiłem się.
-No bo ja nie wiem co ja mam zrobić...
-Wiesz...-zamyśliłem się.- Musisz sama się uszczęśliwić ja ani nikt inny tego nie jest w stanie zrobić.- zacząłem.-Każdy przez szczęście rozumie coś innego: rodzinę, przyjaźń, bogactwo, potomstwo, samotność lub coś osobistego. Ja niewidem czego chcesz. To wiesz tylko ty. Zastanów się jak widzisz siebie ze szczęściem.. Co się tam dzieje i jak z kim kiedy po co? Nie ma pośpiechu zawsze możne się uszczęśliwić.
-A co ciebie uszczęśliwia?- przyglądała mi się ożywiona.
-Mnie? Pff... Ty!- nie musiałem się zastanawiać.- Pewna perspektywa życia.
Księżyc przez chwilę oświetlał jej delikatny rumieniec. Jak zrobiła zamyśloną minę oświetlił jej oczy. Ze stoickim spokojem patrzyłem na piękną waderę w blasku księżyca... Wszystkie detale wydawały się jaśniejsze i bielsze. Rosa na trawie odbijała blask oczu wadery dając piękne połączenie wszystkiego.
Ignis spoglądnęła na mnie z zdezorientowaną miną.
-Co? Nie-wiesz?-zapytałem.
-No.... Nie.
-Może razem coś wymyślimy? Jaskinia z ogniskiem to idealna miejscówka mówię ci!- powiedziałem zadowolony.
-Tak to świetny pomysł.
-To chodź !- chwyciłem ją za rękę.
Powoli szliśmy po zwilżonej ścieżce. Księżyc był wszech obecny. Myślałem o wszystkim co mnie dziś spotkało. Zdziwiłem się gdy idealnie odwzorowałem szczegóły naszej rozmowy. Zwykle byłem na to ślepy.
-O czym myślisz?- wypaliłem.
-No wiesz...- zaskoczona nic nie ujawniła.
Idąc dalej patrzyliśmy się na siebie i z ciekawością odczytywaliśmy nasze nastroje. Z nieprzeniknioną miną zapamiętywałem jen wygląd i mimikę.
Gdy doszliśmy do dużej i ciemnej jaskini Ignis zapaliła ogień. Porozmawialiśmy szczerze i otwarcie a potem podpatrzyliśmy się obok siebie i tak trwaliśmy całą noc.
Z samego ranka zaburczało nam w brzuchach. Wygłodniali poszliśmy na wspólne polowanie. Śniadanie zjedliśmy po cichu. Dopiero potem Ignis zachciało się rozmawiać i rozmyślać.
<Mała zmiana planów... Ignis się nie obrazi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz