- Nie, dzięki. Nie mam ochoty na spacer.
Spojrzałam chłodno na basiora. Jego iskierki w oczach, ich blask… Przypomniałam sobie to, co mówił mi o swoich złych przeżyciach z przeszłości: że nie czuje żadnego bólu związanego z tamtymi zdarzeniami. Nic. Kompletnie nic.
Skąd miałam wiedzieć, czy jego uczucia do mnie nie są warte tyle samo?
Zwątpiłam. Kurczę. Za nic w świecie nie podejrzewałabym siebie o miłość. Czy to w ogóle była miłość? Zwątpiłam. Bardziej wątpiłam w moje uczucia niż w to, że Koszmarek wrzuci mnie z powrotem do Tartaru.
Odwróciłam łeb. Czy tamte zdarzenia wywołują we mnie ból? Nie. Najwyżej zwiększają moją determinację do walki. Nie mogłam wrócić do tamtego piekła. Nie mogłam.
- Chcę zostać sama. – Starałam się, by mój głos brzmiał uprzejmie, ale wyszło jak zwykle. Bezbarwny, wręcz chłodny.
- Gniewasz się?
W pierwszej chwili miałam ochotę na niego wrzasnąć. „Chcę zostać sama! To takie trudne do zrozumienia?!” Opanowałam się jednak i z trudem wykrztusiłam:
- Po prostu zostaw mnie samą.
Basior odszedł; słyszałam cichy szelest uginających się pod jego łapami traw. Nie odwracałam się. Nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam słyszeć. Chociaż przez jedną sekundę, chciałam przestać czuć.
To była jedna z tych chwil, w których gniew rozsadza cię od środka, chcesz zrobić coś szalonego, byle cię opuścił, ale mimo to nadal nie wiesz, co tak naprawdę cię rozdrażniło. Jak się nazywało to uczucie? Aha, podłość. Czułam się podle.
Wzięłam do łapy pierwszy lepszy kamień i cisnęłam go w wodę. Rozległ się plusk, na wodzie powstały okrągłe fale. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana.
„Ciiii… Wszystko będzie dobrze. Pokonasz tego idiotę. Rozpal ognisko. Połóż się. Uspokój nerwy. Wszystko będzie dobrze.”
Zrobiłam to, co kazał mi rozsądek. Słońce skryło się na chmurami, drewno wspaniale się zapaliło. Ogień mienił się tysiącami ciepłych kolorów, każda mała iskierka, każda pojawiająca się i gasnącą, należała do płomienia, by nadać mu sens i harmonię. Ogień był taki prosty, tak nieskomplikowany, a jednocześnie nic z niego nie rozumiałam. Daje ciepło, światło, swoje piękno; dlaczego? Ogniki, iskierki niczym gwiazdy na nocnym niebie, błyszczą ciepłymi barwami, nadając światu doskonalszego wyglądu. Taki śliczny, spokojny, prosty. „Wszystko będzie dobrze.”
Ogarniająca mnie błogość nasuwała się coraz natarczywiej. Zamknąć oczy, przestać myśleć, wyrzucić z umysłu i serca wszystko i wszystkich. Stać się płomieniem ognia, pięknym, dostojnym, dającym ciepło i światło, a mimo wszystko pozostać niebezpieczną, dziką iskrą, gotową parzyć, jak tylko się jej dotknie. Takie było moje postanowienie, gdy uciekałam z wioski. Co się stało, że się otworzyłam, co się stało, że popełniłam tak głupi błąd i pozwoliłam swoim uczuciom wygrać?
„Uczucia to też jakiś rodzaj ognia.” Nie. Uczucia mieszają, wytracają się do życia, nieproszone, niechciane. Są beztroskie, nie znają jutra. Rozsądek zna i wie, że to co robią uczucia jest bezsensownie głupie. Dlaczego więc istnieją? Bez uczuć nie byłoby duszy, bólu, miłości. Nie byłoby radości. Czy ogień, taki ciepły, może być jednocześnie chłodny?
Uczucia to rodzaj ognia? Ciepłe, ale bolesne? Piękne, ale niebezpieczne? Nie, nie, nie. W takim razie nie chciałam być już płomieniem.
Ale jak nie płomieniem to czym? „Robakiem”, przyszła pierwsza myśl. Nie. Byłam silna, miałam walczyć. Ale skoro ogień jest inny, to czy ja nie upodobniałam się do niego? Czy to znaczy, że mam być inna? Czy byłam inna? Inna niż miałam być?
Otwarta, nie zamknięta? Pozwalająca się nieść falom uczuć? Być dziką? Czy ja przez cały ten czas nie byłam sobą?
Przeszłość, przeszłość, przeszłość. Znowu, znowu, znowu. Zimne drgawki, palące gardło, czerwona wysypka. Nie, nie, nie. Dlaczego?
Mój rozsądek się wyłączył. Po raz pierwszy w życiu kierowałam się emocjami. Gdzie one mnie doprowadziły?
- Sperrk? – zapytałam nieśmiało, patrząc w oczy basiora. Leżał na polanie, kawałek dalej od jeziora. Byłam zziajana od jednostajnego biegu, pot spływał po moim ciele. Czułam w nozdrzach jeszcze zapach palącego się drewna, które zostawiłam za sobą.
- Sperrk? – powtórzyłam. – Nie… Zostań ze mną. Proszę.
<Ciemniejsza strona Ignis… Orientujesz się, co jest jawą, a co snem?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz