„Nie waż się odwracać!” – krzyczał mój mózg.
Nie ważyłam się.
- Em…Emma? – usłyszałam za sobą głos So…Orala? A zresztą nieważne.
- Co? – warknęłam, nadal stojąc do nich tyłem.
- Przepraszam. Ja… wybaczysz mi?
Energicznie się odwróciłam. Jak tych dwoje basiorów mogło przysporzyć tyle bólu?
- Odwalcie się ode mnie. – odparłam sucho.
Cole spojrzał na mnie chyba lekko zdekoncentrowany.
- Mówiłaś, że go kochasz…
- Powiedziałam coś. – odrzekłam nader spokojnie. – Po prostu sobie stąd idźcie. To naprawdę nie jest trudna czynność, a wy jesteście na tyle duzi, żeby ją wykonać. Idźcie pomęczyć i pobawić się uczuciami kogoś innego. A i dzięki za uratowanie mi życia. – zwróciłam się do Cole’a.
- Ee, tak, w porządku, ee, nie ma sprawy. – zająknął się basior.
Przez chwilę wszyscy staliśmy w milczeniu.
- No co, nie idziecie sobie? – prychnęłam.
- Emma, możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? – zdenerwował się Cole.
- Chm, jak na kogoś, co dopiero powstał z martwych, radziłabym ci trzymać nerwy na wodzy.
- Co ja ci zrobiłem?! Najpierw na mnie wrzeszczysz, teraz zachowujesz się jakbym nigdy nic dla ciebie nie znaczył. Jakbym ci nie uratował życia. Czemu taka jesteś?
Zmierzyłam go chłodnym spojrzeniem.
- No, krucze, nie mam zielonego pojęcia! Może to nie on mnie przez cały czas oszukiwał? – wskazałam na Soula. – I może to nie ty nie widzisz tego, co oczywiste?
- Cz-czego nie widzę? – wymamrotał.
- Soula zawsze kochałam jak brata! Był dla mnie kimś w rodzaju opiekuna, kogoś, kto mi pomógł w bardzo trudnej sytuacji! – prychnęłam. – Nigdy nie mogłabym go pokochać jako mojego partnera! Jest dla mnie jak pikolona rodzina! A, nie, przepraszam, BYŁ dla mnie jak pikolona rodzina!
- Ale…
- Gdyby ktoś z twojej rodziny przeszedł na złą stronę i to właśnie ty – TY – musisz go pokonać i ci się udaje, to do jasnej ciasnej, jak byś się czuł? Fakt, że się na tobie wyżyłam znaczy tylko, że… - mój głos się załamał.
- Że co?
- Teraz to już nie ma żadnego znaczenia. Po prostu już sobie idźcie. – odparłam nagląco, nieco łagodniejszym tonem.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – westchnął Soul.
- Myślę, że moja postawa jest dość zrozumiałą odpowiedzią. – odparłam poważnie.
- Ale… Mi jest naprawdę przykro.
- Ta, ta, jasne. Kolejne kłamstwo. A teraz idźcie sobie, bo inaczej was do tego zmuszę.
- Niby jak? – Soul naprężył się.
- Za mało ci walki? Ech, skoro chcesz… - Podniosłam łapę do góry i z ziemi, trawy i innych roślin powstał wielki, wspaniały potwór. Byłam niemal wzruszona na jego widok.
- Wygoń ich! – powiedziałam stanowczo. – Nie pozwól im się do mnie zbliżać!
Ziemisty potwór ruszył ku basiorom. Odwróciłam się i kontynuowałam trening jakby nigdy nic. Moja bezuczuciowa wersja podobała mi się chyba bardziej od tamtej wcześniejszej. Z zimną krwią powołałam o życia stwora, by mógł wypędzić basiorów, których nienawidziłam. Lub… których kochałam.
< Cole? Krótkie, takie sobie, bez akcji. Mój brak weny razi w oczy. *-* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz