- Co takiego? - zdziwiłem się rozglądając dookoła. Było to dość duże pomieszczenie. Panowała całkowita ciemność, jednak lampa naftowa żarzyła się po środku pomieszczenia, rzucając na nie nikłe światło. Nie docierało ono do najciemniejszych zakamarków starego pomieszczenia. Źródło światła stało na zbutwiałym, zapadłym stołkiem bez jednej nogi. Pod stołkiem stał dziurawy, brudny, obszarpany, przesiąknięty wilgocią dywan. Na brudnych, zniszczonych, wapiennych ścianach wisiały przetarte rozmazane portrety, przedstawiające różne ważne postaci, polowania, zabawy... kruchy sufit podpierały trzy pogryzione przez szkodniki sosnowe podpory. Na krześle wysadzanym pluszem, bez oparcia dało się zaobserwować stare, zakurzone księgi, pióra i arkusze pergaminu, oraz pusty kieliszek. W całym pomieszczeniu dało się odczuć silny zapach stęchlizny. Nagle usłyszałem jakiś dziwny, odległy płacz. Zacząłem się rozglądać.
- A teraz? Teraz to słyszałeś? - zapytała zapalona wadera. Potaknąłem głową. Omiotłem wzrokiem po podłodze. Nagle zauważyłem niewspółgrający z resztą podłogi kawałek podłoża wysunięty spod dywanu. Podszedłem do niego ostrożnie i odrzuciłem na bok wzbijając w powietrze tumany kurzu. Nagle naszym oczom ukazała się zepsuta, podniszczona, nasiąknięta wilgocią klapa z żelazną kołatką. Wymieniliśmy z Karibu porozumiewawcze spojrzenia. Uchyliłem klapę. Zauważyłem ciemne, kamienne schody prowadzące gdzieś w dół. Stamtąd dobiegał odległy płacz.
- Schodzimy? - zapytałem spoglądając niepewnie na skrzydlatą Karibu.
<Karibu? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz