-To prawda...- zamyśliłam się na chwilę.- Przepraszam. Same ze mnie kłopoty!
-Ehh... To nie prawda!- zaprzeczył.
-Prawda. Ty jakiś czerwony płyn ci leci z łapy.- zauważyłam.
-Oj! To nic.- zaczął oglądać łapę.
-Ale co to jest?- byłam ciekawa.
-Nie wiesz?- zdziwił się.- To krew.
-Aha... Czyli?
Wyjaśniał mi pewną chwilę co to słowo znaczy, a gdy zrozumiałam to od razu zaczęłam panikować.
-Co mogę zrobić?! Może mi się uda ciebie wyleczyć. Powiedz coś!.-zaczęłam histeryzować.
-No i masz babo placek!- zmęczył się.- Nic mi nie jest powiadałem ci, że to tylko draśnięcie.
-No tak, ale musisz to umyć. Ja to zrobię. Chwyciłam go za łapę opiekuńczo i przyzwałam wodę. Skierowałam delikatnie strumień na jego łapę i łagodnymi ruchami ją umyłam.
-Dzięki... nie trzeba było.- zamknął oczy i je powoli otworzył.
Zerknęłam na niego i poczułam bicie serca... znaczy dwóch jego serce biło jak moje. Patrzyliśmy sobie w oczy i niezatrzymywanie, że zbliża się noc. On leżał nam urwiskiem więc położyłam się blisko niego.
-Przyjemnie tak.- nie miałam pojęcia co powiedzieć.
-Tak jest bardzo miło.
-Co to miłość?- wypaliłam nagle.- Znaczy chciałabym wiedzieć co do kogoś czuję i... ja nigdy tego nie czułam.
-No więc miłość to....
< Veyron? W prost nie umiem! A ty umiesz? <3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz