- Zjadł?! - wybuchnąłem przełamując swoją naturalną barierę spokoju. - Jak to "zjadł"?! Co chcesz przez to powiedzieć?!
- Źły Dyj nie ksycieć na śmoka! - powiedział obruszony Loki. - Jak mogleś!
- Och, no dobra, już przepraszam, ale zamknij się lepiej i powiedz jak pokonać tego stwora! - mruknąłem rozzłoszczony na Loki'ego.
- „Zamknij się i powiedz...” - April przewróciła oczami.
- No co? - spojrzałem w ziemię.
- Tseba majtnonć mu wahadejko na śyji! - wykrzyknął nagle mały smoczek.
- Co trzeba? - popatrzyłem na niego z poirytowaniem.
- Tseba majtnonć mu wahadejko na śyji! - powtórzył rozgoryczony.
- Wiesz, Loki? W sumie to może mieć wieeeeele znaczeń. - April rozłożyła ręce. - Na przykład: Trzeba machnąć, czyli ukraść, mu wielkie deczko na ssij... albo... Drzewa marnąć my wajchę nie szyci... nie... to nie ma sensu. W ogóle większość rzeczy, które mówisz nie mają sensu! Dlaczego ty tak mówisz, Loki? Kiedy przyjdzie co do czego, a my potrzebujemy twojej pomocy, to ty zawodzisz. Czytaj: wiesz, jak nam pomóc, ale my nie potrafimy zrozumieć tego co do nas mówisz! No... nie bierz tak tego do siebie, bo... na prawdę nie chciałam cię zranić, ani obrazić, czy coś... no bo wiesz... ja z reguły jestem miła dla innych i strasznie nie lubię, kiedy ktoś płacze, albo komuś jest smutno... A już w ogóle to jak przeze mnie, ech... to takie straszne uczucie, którego bardzo nie lubię... no po prostu serce mi się kraja! A szczególnie, kiedy ktoś jest malutki i słodziutki, jak ty, Loki! Przepra...
- MUSISZ ZERWAĆ TEN AMULET Z JEGO SZYI! - wybuchnął nagle Loki. Ja, tamten rudy wilk i April popatrzyliśmy na niego ze zdziwieniem. A jemu co tak nagle odbiło?! Nagle nauczył się mówić? I wtedy nie zrozumiałem NIC. Nagle malutki, jakże przed chwilką uroczy, malutki smoczek zmienił się w wielkiego groźnego, na wpół przezroczystego smoka otoczonego niebieską poświatą.
Uniósł się wysoko w powietrze i splunął kulą płonącego żywo ognia prosto we wrogiego wilka. Nastąpił wielki wybuch, a po nim została tylko wielka, zwęglona, żarząca się dziura w ziemi. Smok wylądował tuż przed nami.
- A... ale... jak? - zapytałem, ale nie dokończyłem, bo kopara mi opadła i nie zdołałem wydusić z siebie więcej ani jednego słowa.
- Dziękuję. - powiedział poważnym tonem Loki (to imię zdecydowanie do niego nie pasowało). - Ten wstrętny wilk uwięził mnie w ciele małego smoczka i pozbawił mnie wszystkich moich mocy. Dzięki waszej przybijającej głupocie udało mi się pobudzić swoje serce i powrócić do pierwotnej formy.
- Aha... świetnie. - wydukała April.
- Nie martwcie się. Nie zniszczę was. Tak szczerze mówiąc nie jesteście nawet warci mojej uwagi, ale chcę wam podziękować i obiecać, że nie skrzywdzę żadnego z waszych przyjaciół. - Olbrzymi smok ukłonił się głęboko, po czym rozprostował skrzydła i odleciał w dal, w stronę zachodu słońca.
- Oo... jaka szkoda. A był taki fajny. Nawet nie zdążył wyjawić nam swojego imienia... - westchnęła April, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Wiesz, April... - zacząłem niepewnie. - Chciałem cię tylko zapytać... bo widzisz...
- Tak?
- Co robimy z tamtym idiotą? - wskazałem dyskretnie na rudego wilka, bawiącego się łańcuchem przyczepionym do swojej katany.
<April? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz