- W sumie to... nigdzie. – mruknęłam. – Chyba nie planowałam żadnej wycieczki, zanim zasnęłam. – chwila ciszy – A ty alfo, wybierasz się gdzieś?
- Nagle cię to interesuje? – zawiało sarkazmem
- Mogę się nawet nie starać być miłą, jeśli tak bardzo chcesz. – ruszyłam powoli przed siebie. On szedł ze mną. – Alfo.
- Aventy.
- Przecież wiem. – spojrzałam na niego. Uśmiechał się. – Goyavige.
- „Przecież wiem” – przedrzeźnił mnie. Chcąc nie chcąc na moim pysku pojawił się cień uśmiechu, który i tak po chwili zniknął – To gdzie mnie prowadzisz, Goyavige?
- Uhm, nie wiem. Ty możesz mnie gdzieś zaprowadzić, a ja będę udawała, że słucham, jaka to wspaniała historia jest z tym miejscem związana, a potem będę udawała, że mi się podoba. Może być? – spytałam
- A co, jeśli na prawdę ci się spodoba?
- Chcesz dostać jakąś nagrodę? Nie wiem, Oscara? Nobla?
- Tego nie powiedziałem. – zatrzymałam się i popatrzyłam w jego oczy. Jego twarz nabrała tajemniczy wyraz.
- Tak więc próbuj mnie zaciekawić, Aventy. – odwzajemniłam tajemniczy wzrok
<Aventy? Co wymyślisz? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz