niedziela, 18 maja 2014

Od Snoupe - Przygoda życia ~ Konkurs

To był ciężki dzień - dla mnie. Położyłam się późno spać, a gdzie się obudziłam? Obudziłam się na odłamku skały dryfującej na wielkiej lawie - oceanu lawy. Wstałam jak poparzona. Było bardzo gorąco i duszno. Nie miałam prawie czym oddychać, tym bardziej, że jestem wielkiem wody, a woda to przeciwieństwo ognia. Rozglądałam się wokół. W pewnym momencie zobaczyłam coś na drugim odłamku skały. Leżało coś na niej. Przymrużyłąm oczy. To był jakiś wilk - chyba nie żywy. Jednak chciałam się upewnić więc wskoczyłam na jedną skałę, a potem na drugą. Serce mi dudniło coraz szybciej - jakbym miała zawał serca. Bałam się, że wpadnę do wody, jednak szłam dalej. Przeskoczyłam jeszcze jedną skałę i znalazłam się przy wilku. Obruciłam go w moją stronę - był cały we krwi i ranach. Dotknęłam go i na mojej łapie pojawiła się czarna sadza, a w miejcu gdzie go dotknęłam pojawiło się coś białego. Wzięłam wodę w moich ust (ślina) i przejechałam nią po ciele wilka. Teraz wyglądał tak:
Nie wiedziałam co robić. Najpierw sprawdziłam czy oddycha - nie oddychał. Potem sprawdziłam jego tętno - miał normalne. Nie miałam czym go dalej opatrzyć - sama potrzebowałam pomocy. Rozglądałam się przez siebie. Wtedy zobaczyłam ziemię! Ziemię bez roślin, suchą ziemię. Poaptrzyłam w drugą stronę, w stronę gdzie lawa płynęła - prze dnami był wodospad! Wodospad ognia! Przeraziłam się, więc rychem geparda zarzuciłam wilka na plecyi wskoczyłam na jedną półkę i tam ciągle. Skakałam z jednej półki na drugą. W końcu przed spadnięciem wielkim skokiem skoczyłam na ląd. Spadłam na kamienie - za to ten wilk miał miękkie lądowanie. Serce mocniej zaczęło mi bić, oddech był szybszy, a same ciało przestraszone, ale i także czułam ulgę, ze to już koniec tej lawy. Teraz trzeba jedynie się przedostać do watahy i dowiedzieć się jak to się stało. Ruszyłam przed siebie w głąb lasu. Las był spalony, ciemny i nie żywy. Ani kropli wody, która mogłam wykorzystać. Zaczęła się burza, lało jak zcebra, a wiało jak tornado. Znalazłam jakąś jaskinię. Weszłam do niej - była pusta, opuszczona. Wszędzie było wilgotno i zimno, ale prznajmniej nie padało. Położyłam wilka przy ścianie. Powrócił mu oddech - to pewnie przed sadzę jego płuca się zatkały. Stęknął. Wystawiłam łapę na zewnątrz i zebrałam trochę wody z ziemi i z kropel deszczu. Opatrzyłam go i obmyłam mu rany. Spał - jednak się nie ruszał. Jedynie jego klatka się lekko poruszała - znaczy, że oddycha. Położyłam się obok niego i zasnęłam.
***
Obudziłam się późno. Wilka nie było - zniknął. Wyszłam z jaskini. Las nadal był jak spalony, czarny i nie żywy.
- Cześć.
Usłyszałam za plecami. Przeszły mnie ciarki po czym się odwróciłam. To ten wilk, który leżał wczoraj pół żywy, a teraz wyglądał tak:
- Jestem Brail, a ty? - Zapytał.
- Snoupe. - Odpowiedziałam.
- Dzięki za uratowanie życia.
- Nie ma za co. - Odpowiedziałam zdezorientowana
- Ja ruszam dalej. - Dodał.
- Ale gdzie?
- Przed siebie. Szukać przygód.
- A jak się znalazłeś wokół lawy na skale?
- Zleciałem z urwiska i spadłem na półkę skalną na lawę. Potem nie mogłem oddychać i zemdlałem.
- A ja się skąd tam wzięłam?
- Wezwałem pomoc bogów i pewnie ciebie wysłali.
- Ale ja spałam i nie poszłam tu!
- Wiem, wysłali po ciebie Hermesa.
- Aha...?
- No dobra, muszę iść.
Wyszedł z jaskini, ale stanął i zawrócił mówiąc:
- To za uratowanie życie. - Podał mi roślinę. - To jest Unabis, roślina z zamku Artura. Jest lekarstwem na wszystkie rany. Powiedziałam i odszedł. Potem już go nie widziałam. Wzięłam kwiat w łapę i schowałam go. Wtedy coś mi się przypomniało - przecierz nie mogę wyjść po za terenami watahy, przez zaklęcie. To znaczy, że nadal jestem na jej terenach. Wyszłam z jaskini i skierowałam się na zachód.

Szłam już wiele godzin. Byłam strasznie głodna. Wtedy zobaczyłam maliny. Zerwałam kilka i je zjadłam. Nadal byłam głodna, ale szłam dalej. Szłam już cały dzień. Byłam wyczerpana. Upadłam na ziemię. Wtedy zobaczyłam liście z drzewa życie (takie drzewo znajdowało się w mojej poprzedniej watasze). Zerwałam kilka i zrobiłam z nich miksturę, która dała mi energię. Poczułam się lepiej i szłam dalej. Przeszłam już dwie polany, pięc lasów, trzy wodospady. Doszłam! Zobaczyłam Splintera i inne wilki! 

Tego dnia przeżyłam przygodę życia, jedną przygodę, dzięki której zyskałam roślinę - roślinę, która uleczy najboleśniejsza ranę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz