Wykończyły mnie dziś polowania, więc poszłam spać. Po chwili zrobiło mi się gorąco. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że dryfuję na krze... ale nie na lodowcu. Na lawie! Podniosłam się natychmiast. O co tu chodziło? Jak się tu znalazłam? Nagle zauważyłam, że nie jestem sama. Na drugim końcu kry ktoś leżał. Jakaś ciemna, prawie czarna smukła wadera. Zamknęłam oczy. Bałam się jej. nagle zrobiło się zimno. Otworzyłam oczy. Leżałam na miękkim śniegu. Obok mnie leżała wadera. Zrozumiałam co się stało. Teleportowałam się. Ale dla czego ona teleportowała się razem ze mną? To było pytanie...
Podeszłam do niej. Była cała w ranach.
-Co ci się stało? - zapytałam zdumiona. - Kim jesteś.
-Pomocy... - wychrypiała cicho. - Oni zaraz tu będ... dą...
-Co mam robić? Kto będzie? - powoli przeradzałam się w stan paniki. Gdzie ja w ogóle byłam?!
Wadera powoli zaczęła zamykać oczy. N... nie, błagam! Nie umieraj mi tu na kolanach!
-O... oni tu... tu idą... zaraz bę... - urwała. Jej ciało stało się zimne i... martwe. Nagle usłyszałam jak ktoś woła:
-TAM JEST!
Odwróciłam się. Zobaczyłam kłusowników. Zaczęłam panikować. Zostawiłam martwe ciało wadery i zaczęłam uciekać w stronę watahy. Tylko... nie wiedziałam, gdzie jest moja wataha. Nie wiedziałam nic. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem...
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz