wtorek, 4 listopada 2014

Od Deatha CD. Telary

- A ty do jakiej watahy należysz? - zapytałem uradowany tym, że wreszcie ktoś się mnie nie boi...
- Yyy... ee... co? Ja? Do żadnej... żadnej nie mogę znaleźć... tak to już ze mną jest, ale pomyślałam, że chętnie dołączę do tej watahy, oczywiście za pozwoleniem alfy... ty jesteś alfą? - zapytała.
- Heh... - podrapałem się po skroni. - Gdybym był alfą, to ta wataha składałaby się nie więcej jak jednego członka, mnie.
- Och, przesadzasz... ale zaprowadzisz mnie już w końcu do alfy? - zapytała z rozochoceniem.
- Z wielką przyjemnością. - ukłoniłem się. - Chodź za mną...
     Szliśmy już tak przez jakiś czas w ciszy, gdy w końcu nie można było jej znieść. Więc postanowiłem zapytać:
- Opowiesz mi, jak tutaj trafiłaś?
- Cóż... kiedyś żyłam w innej watasze. Ale gdy dowiedziałam się, że rodzice chcą zmusić mnie do małżeństwa z innym, obcym basiorem, którego wcale nie kocham. Postanowiłam nie żyć w ten sposób... poprawka, nie ruinować sobie w ten sposób z życia, więc uciekłam. I trafiłam tu. - Tela zakończyła swoją opowieść dziarskim tonem. - A ty? Jak tutaj trafiłeś?
- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł... na pewno nie będziesz chciała tego słuchać... - zamyśliłem się.
- Oj, no prooooszę... - wadera spojrzała na mnie swoimi słodkimi oczętami.
- No, niech ci będzie... Kiedyś nie byłem taki szpetny jak dziś. Byłem całkiem ładny. Miałem doskonały wzrok i potrafiłem dostrzec praktycznie wszystko. Jak to mówią "Miałem sokoli wzrok". Prowadziłem wspaniałe życie. Była jednak pewna wadera, którą pokochałem. Z wzajemnością... a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nie tylko ja pałałem do niej uczuciem. Był również inny basior. Zwali go Evil. A faktycznie był złem wcielonym... ciągle tylko szperał i planował, jakby mnie tu usunąć z "kandydowania". Pewnej zimnej, ciemnej nocy obudził mnie niemiłosierny żar tuż przy mojej twarzy. Ktoś szturchał mnie i krzyczał. Otworzyłem oczy i spostrzegłem pożar. Moja ukochana była przerażona, a wszędzie płonął ogień. Jaskinia została zawalona. Jednak ja ruszyłem aby ją odkopać. Wiedziałem, że zdąży tam wejść tylko jedna osoba. Skłamałem i puściłem ją przodem. Później jaskinia się zawaliła, a ja straciłem przytomność. Gdy już się obudziłem byłem zawalony stertą kamieni. Ledwo co widziałem. Postanowiłem spróbować się podnieść i zwaliłem z siebie stertę kamieni. Cała wataha stała i wpatrywała się we mnie z przestrachem i niedowierzaniem. Spojrzałem po sobie i zobaczyłem, że mam prawie całą spaloną sierść. Od tej pory wyglądam jak potwór. Chciałem podejść do swojej partnerki, ale ona cofnęła się gwałtownie i powiedziała, abym natychmiast odszedł. Zrobiłem tak jak kazała, bo chciałem, żeby była szczęśliwa. Odszedłem. Lecz później zrozumiałem, że to nie była prawdziwa miłość... chodziłem po watahach, ale z każdej mnie wyrzucano. Do kiedy nie trafiłem tu. Ale... nie ma co współczuć, trzeba pogodzić się z prawdą i tym, że każdy wilk, prędzej, czy później cię wystawi... - zamilkłem na chwilę. - O! Spójrz! To nasza wataha...

<Telara?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz