Zaczęłam tańczyć jakiś dziwny taniec szczęścia. Cyndi chwilę mi się przyglądał po czym zaczął się śmiać tak, że się wywrócił. Podbiegłam do pobliskiego strumienia i nabrałam w wiadro wody. Szczerze mówiąc, to było to samo co wtedy się pojawiło. Podeszłam cicho do trzęsącego się ze śmiechu basiorowi i wylałam mu całą wodę na głowę.
-Oż ty! - krzyknął udając złego i zaczął mnie gonić. Uciekałam ze śmiechem w kierunku bardzo gęstego zagajnika. Kiedy tam w końcu dotarłam ukryłam się w najgęstszych krzakach i obserwowałam, kiedy Cyndi pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Czekałam strasznie długo i w końcu postanowiłam się podnieść. Kiedy wyszłam z bezpiecznej kryjówki na pozór wszystko było normalnie. Zrobiłam kilka kroków. Wtedy z góry usłyszałam głos wołający "Mam cię!" i lunęła na mnie ściana wody. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam Cyndi'ego. Zeskoczył z drzewa i kiedy wylądował obok mnie woda na mojej sierści zamieniła się w szron.
-No dzięki... - mruknęłam posępnym tonem, ale dalej się uśmiechałam.
-Ups, niechcący... - zaśmiał się.
-Niech ci będzie... - powiedziałam i spojrzałam na siebie krytycznym wzrokiem.
-Nie do twarzy mi w białym... - stwierdziłam.
-No nie za bardzo... - wyszczerzył się. Nagle wpadł mi do głowy dziwny pomysł.
-Ej, co ty na to, żeby wymyślić sobie pseudonimy? - zapytałam.
<Cyndi? Moja miała taki długi urlop, że teraz jej nie odpuszczę... xD Za wszystkie błędy przepraszam, ale pisane w samochodzie, na telefonie i na wyboistej drodze... xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz