No dobra, przyznaję się - dzisiaj dopadł mnie leń. Leżałam sobie na jakimś występie skalnym patrząc się bez celu w niebo. Podemną rozciągała się jakaś przepaść, ale mało mnoe to obchodziło. Gdzieś w dole sępy krążyły nad jakimś czarnym punkcikiem na dole. Pomimo całej mojej ciekawości nie chciało mi się zobaczyć, co to jest. Po dość długim, bezsensownym leżeniu, zauważyłam, że słońce jest już w zupełnie innej części nieba, niż było kiedy tu przyszłam. Wzdychając ciężko podniosłam się ze skały i wróciłam do lasu. Szłam bez celu wpatrzona sennym wzrokiem w niewidzialny punkt. Tak szczerze, to gdyby nie moja intuicja, uderzyłabym w masę drzew... Nagle poczułam że coś łaskocze mnie w nos. Zrobiłam krok do przodu. Promienie słońca świeciły mi teraz prosto w oczy. Spojrzałam pod łapy. Z ziemi wyrastały tysiące białych kwiatów o pięknym zapachu...
Oczarowana urokiem tego miejsca cała weszłam na tą małą polanę i nie bardzo wiedząc dlaczego - położyłam się w kwiatach i zaczęłam obserwować mrówki idące po łodydze jednego z kwiatów do mrowiska. Nagle za sobą usłyszałam szelest...
<Ktoś chętny dokończyć? :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz