-Emmm... Grace? A takie pytanie... Wiesz, kto jest Alfą? - wyszczerzył się Cyndi.
-Nie... Ale zaraz się dowiemy!-wysiliłam trochę umysł i spróbowałam zlaleźć umysł Alfy. Po chwili mi się udało.
-Ila... No a teraz po bomby! - ruszylimy na wyścigi do mojej jaskini. Dobiegliśmy do płytkiego jeziorka i do wodospadów.
-Pierwszy! - krzyknął Cyndi wbiegając do wody.
-Wcale nie! - zaśmiałam się i przebiegłam przez ścianę wody prosto do mojego królestwa.
-To nie fair! - powiedział udając obrażonego i wchodząc za mną. - Ej, chwila, mówiłaś, że to jaskinia... - rozejrzał się zdziwiony dookoła.
-A jak to inaczej nazwać? - zapyatłam. Zobaczyłam, że otwiera pysk, żeby coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
-Nie gadaj tylko szukaj.
Burknął coś pod nosem i zaczął zaglądać we wszystkie kąty w poszukiwaniu wspomnianych wcześniej bomb ze śmierdzącym gazem. Kiedy wreszcie Cyndi zawołał coś w stylu "Mam!", co brzmiało bardziej jak "Muam!" (no bo miał w końcu siatkę w pysku), słońce postanowiło zejść prawie do połowy za horyzont.
-No nie... - mruknęłam.
-To właśnie lepiej! Wysadzimy w nocy!
-Nie, za późno. Najpóźniej tuż po zachodzie, kiedy jest jeszcze jasno...
-No to jak chcesz zdążyć to biegiem!-wypadliśmy z jaskini jak strzały i pobiegliśmy w kierunku, z którego słyszałam myśli Alfy. To znaczy wcześniej, bo teraz jej nie używałam. Kiedy już wyczuliśmy ją nosami, zaczęliśmy powoli się skradać, jak najciszej. O dziwo i na nasze szczęście Alfa spała. Przejęłam od Cyndi'ego siatkę z bombami. On ostroźnie jedną wyjął i położył tuż przed nosem Alfy. Pociągnęliśmy długi knot w krzaki i podpaliliśmy - nawet nie wiem jak, po prostu to zrobiliśmy. To tak samo jak z tym pojawiającym się i znikającym wiadrem. Słuchaliśmy syku iskier skaczących z końca lontu. 5... 4... 3... 2... 1... Wielkie "BUM!", chmura śmierdzącego dymu i krzyk wilczycy potwierdziły, że nam się udało. Z ogromnymi wyszczerzami na twarzach i śmiechem biegnącym za nami zaczęliśmy uciekać. Cały czas się śmialiśmy. Kiedy wreszcie wróciliśmy do mojej jaskini i odłożyliśmy siatkę znowu napadł nas niekontrolowany napad śmiechu. Nie wiem, ila się tarzaliśmy po trawie, ale było strasznie zabawnie. Kiedy udało nam się uspokoić i przede wszystkim stanąć na łapach, znowu zaczęłam się śmiać. Tyle, że teraz z mojego towarzysza. Ja pewnie jako tako wyglądałam, mam czarne futro, ale on... Gdzieniegdzie widać było duże plamy zieleni. Normalny Cyndi zniknął. Teraz stała przedemną jego łaciata wersja.
-Idź... się zobacz... w... wodzie... - wykrztusiłam między... śmiechem? No jakoś tak. (zdecydowanie nadużywam tego słowa... xD)
-Ech... ty mnie kiedyś wykończysz... - westchnął nie ruszając się z miejsca.
-No dobra, niech ci będzie... I tak zaraz się zobaczysz... A tak w ogóle mogę do ciebie mówić bracie?
<Cyndi? xD Będziesz moim starszym bratem? xDDD (Ja to mam pomysły... xD) Przepraszam za wszelkie błędy, ale dopiero za ok. godzinę będę mogła siąść do komputera... xD Nie ma to jak pisać formularze o 2 w nocy... xD I tak, ja to nazywam brakiem weny xD Czasami udaje mi się napisać rozdział na 12 stron worda... Potem przez miesiąc nic nie publikuję na blogu xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz