niedziela, 14 lutego 2016

Od Mad CD. Ayera

Spojrzałam na niego.
-No miło mi, ale zejdziesz ze mnie łaskawie? - spytałam odrobinkę milej.
Usiadł i przyglądał mi się.
- Jestem Mad, - powiedziałam podnosząc się.
Uśmiechnął się bardzo uroczo. Już miałam na niego oko.
- Przepraszam, że tak na ciebie wpadłem Mad, ale to nawet chyba dobrze. - mrugnął do mnie.
Zaśmiałam się.
- Jesteś mi winny obiad. - zażartowałam.
- Dobrze skoro nalegasz to możemy coś razem zjeść. - jego łobuziarski uśmiech prawie zwalił mnie z nóg.
- Mam tylko pytanie...
- Słucham.
- Właściwie to ile masz lat? - zapytałam mrugając.
Zaśmiał się.
- Pięć lat. A ty? - zapytał.
- Cztery. - powiedziałam szybko. - Znasz tutejsze tereny?
- Tylko trochę. A co zgubiłaś się? - roześmiał się.
- Nie. Ja się nigdy nie gubię. - przewróciłam oczami.
Odpowiedział mi uśmiechem.
Szturchnęłam go łokciem na znak by szedł za mną. Chciałam go zaprowadzić w magiczne miejsce. Skoro nie znał terenu to będę mogła tak go omotać, że będzie musiał ze mną zostać i mnie poznać. Plan idealny.
Szliśmy równym tempem. Słońce grzało nas w plecy. Myślałam o tym jak fajnie musi się latać. Można być jak ptak. Szkoda, że ja nie umiem latać... Pewnie polatałabym z Ayerem... Może nawet bym latała z wszystkimi. 
Natrafiliśmy niespodziewanie na ślady krwi. Otworzyłam szeroko oczy. Dziwne... Tu nie ma wielu zwierząt, a oprócz mnie i Ayera nie ma tu wilków. Sprawdzałam to niecały kwadrans temu.
- Co tu się stało.. - jęknęłam.
- Nie wiem. Możemy to sprawdzić.- usłyszałam intrygę w jego głosie.
- W sumie... Czemu nie. Trochę dużo tej krwi. - powiedziałam z przekąsem.
Zapowiadało się nawet ciekawie. Pewnie będzie to coś dziwnego. Może odkryjemy coś co było tajemnicą dla całego świata!

<Ayer? Dokończyłam jakoż, że jestem waderą xD>

Od Mounse CD. Orlena

Basior przez chwilę wpatrywał się we mnie. Trochę mnie to irytowało i zaczęłam rozglądać się dookoła, żeby tylko nie spotkać się z nim wzrokiem. W końcu przypomniał sobie, że się na mnie gapi i spuścił łeb.
- To gdzie idziemy na spacer? - spytałam 
- Spacer? A no tak. Sam nie wiem, może ty coś zaproponujesz? Ja za wielu miejsc tu nie znam.- pokręcił przecząco głową. 
- A ja znam. I już wiem, gdzie pójdziemy, ale nie powiem ci na razie.
- No dobrze, to gdzie pójdziemy? - uśmiechnął się .
- Ejjj! To ma być niespodzianka i ostrzegam, niczego ze mnie nie będziesz próbował wyciągnąć. Bo inaczej pożałujesz. A teraz nic nie mów i chodź za mną.
Orlen posłusznie ruszył za mną, a później wyrównał i szedł obok mnie. Szliśmy tak pół godziny. Mineliśmy wodopój i skręciliśmy w lewo. Przeszliśmy jeszcze kawałek i dotarliśmy do celu.
- To tu.- powiedziałam. Naszym oczom ukazała się duża polana, porośnięta trawą, która sięgała nam do kolan. Na polanę wdzierały się już promienie zachodzącego słońca, dodając jej efektu magicznego miejsca.
- Bardzo lubię to miejsce. Przychodzę tu czasami, kiedy chcę pomyśleć, lub się wyciszyć.
- W takim razie ja już polubiłem to miejsce! - powiedział żartobliwie. Zaśmialiśmy się.
- Wiesz co, mam pewien pomysł, ale zgódź się od razu! - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- No dobrze. W sumie nie mam nic do stracenia. - odparł obojętnie 
- No właśnie. Poza tym, bardziej i tak się już nie skompromitujesz. - zażartowałam 
- Masz wyrafinowane poczucie humoru. - rzekł zadziornie
- A ty czasem zapominasz o całym świecie.
- Chodzi ci o to gapienie się?! No cóż, ja tak mam, mogę cię jedynie przeprosić. 
- Nie musisz przepraszać, ale w ramach przeprosin zrobisz to, o co cię poproszę.
- Zgadzam się na wszystko.- odparł 
- I to rozumiem. Musimy mieć dużo miejsca. - wzięłam go za łapę i zaciągnęłam na środek polany.
- A teraz to o co mi konkretnie chodzi. Pokaż co potrafisz!- usmiechnęłam się zachęcająco.
- W sensie moce? - spojrzał na mnie pytająco 
- Nie udawaj głupka. Tak, chodzi mi o moce.
- A więc...jestem wilkiem władającym ogniem...- zaczął.
- Więc zaprezentuj mi to.- ponagliłam, jednocześnie zachowując grzeczność.
- Ale co ja ci mogę pokazać, nie będę przecież palił tak pięknego miejsca. Wyczułam w nim jakąś dziwną niechęć do pokazywania tej mocy. 
- To może masz jakąś inną moc? Ja na przykład potrafię panować nad pogodą, ale poza tym mogę czytać w myślach i stać się niewidzialną. To wszystko tak w skrócie, nie chcąc się chwalić. - rzekłam, przyjmując dumną postawę.
- W skrócie? Myślałem, że już nigdy nie skończysz! Masz gadane.
- Ja pokażę co potrafię, jeśli i ty mi coś zaprezentujesz. Nie masz się co wykręcać, inaczej nie przyjmę przeprosin.- obrzuciłam go zimnym i dumnym spojrzeniem. Basior przez chwilę nie wiedział co robić.
- Mam jeszcze jedną moc. Jesteś moją pierwszą znajomą w tej watasze i nie pozwolę, żebyś już pierwszego dnia się na mnie obraziła. Patrz uważnie.
Basior zamknął oczy i zaczął śpiewać jakąś pieśń, jakby przywoływał duchy. Ale nie była to mroczna melodia, wręcz przeciwnie. Brzmiała jak te indiańskie z westernów. Orlen wyglądał jakby zbierał w sobie jakąś dziwną energię, a może i tak było? Nie wiem. Widziałam coś takiego po raz pierwszy. Nagle obsiadło nas ogromne stado różnokolorowych ptaków. Kilka z nich wzbiło się w powietrze, robiąc różne powietrzne triki. Wszystkie te ptaki, włącznie z tymi w powietrzu, śpiewały pieśń razem z Orlenem. Bardzo mi się to podobało. W końcu zrozumiałam, że to jest moc działająca na ptaki, które pod jej wpływem słuchają się tego, kto ją posiada.
- Podoba ci się? - odezwał się nagle, a ja aż podskoczyłam.
- Możesz mnie nie straszyć?- powiedziałam, ale on nie odpowiedział.
Setki ptasich oczu wpatrywało się we mnie, także i Orlen.
- To fantastyczne! Po prostu fantastyczne!
- Wiesz, przyszło mi do głowy jak zaprezentować ci moją moc panowania nad ogniem.- uśmiechnął się lekko myśląc nad swoim pomysłem. Lubię niespodzianki, więc postanowiłam nie czytać myśli Orlena. Nagle jeden z ptaków, mały gołąbek przyniósł piękną różę i podał ją basiorowi.
- Ta róża jest zbyt delikatna dla takiej zadziornej damy, ale ja sprawię, że będzie w sam raz dla ciebie. 
Niespecjalnie wiedziałam, o co mu chodzi. Basior pomachał łapą nad różą, wypowiadając jakieś słowo, a ta nagle zapaliła się. Płonęła, ale się nie spalała. Niesamowite!
- Teraz jest gotowa. Weź ją, nie poparzysz się.
- Na pewno mogę ci ufać? 
Orlen przewrócił oczami. Szybko wziął kwiat wsadzając mi go za ucho.
- Aaaa!- zaczęłam krzyczeć, ale w jednej chwili zorientowałam się, że nic mnie nie boli.
- Co tak krzyczysz! Uszy mi zaraz odpadną! - rzekł kładąc uszy.
- Przepraszam, to tak z przyzwyczajenia.
- W sumie to mogłem się tego spodziewać.
- Po prostu tak się nie robi.
Basior popatrzył na mnie z szelmowskim uśmieszkiem, a ja nie mogłam przestać podziwiać tej róży, która płonęła, ale się nie spalała.

<Orlen? Trochę się nie przyłożyłam do tego opka, sorry więc za niedociągnięcia. Choruję bowiem na ciężki przypadek brakoweny twórczej xd >

środa, 10 lutego 2016

Od Ayera

Szedłem wzdłuż klifów. Myślałem nad tym, co teraz mnie czeka, czy tu też będę mógł kontynuować swoje życie takim, jakim jest? Chciałem uwolnić się od tych myśli, wzbiłem się w powietrze. Wzleciałem ponad chmury. Tam niebo było ciemnofioletowe, a chmury przypominały statki pływające po niebie. Znudziło mi się już takie latanie bez popisów, nawet przed samym sobą. Zacząłem więc pikować w kierunku morza. Tuż przed samą taflą wody rozpostarłem skrzydła, a małe kropelki wody uniosły się na chwilę, by za kilka sekund znów stać się jakąś malutką częścią wielkiego morza. Leciałem tak szybko, że w pewnym momencie straciłem kontrolę i obijając się wylądowałem na brzegu, ale czułem, że w coś wcześniej uderzyłem, a może w kogoś? Uniosłem jedno skrzydło. Pod nim leżała jakaś wadera.
- Jak się masz? - spytałem.
- Ty kretynie, nie jesteś tu sam! Uważaj jak latasz! 
- Miło cię poznać, Ayer jestem.

<Jakaś wadera?>

Od Night

Biegłam przez las.Normalnie byłabym bardzo zadowolona albo przynajmniej bym taką udawała. No cóż pogoda całkiem całkiem, tylko zimno, ale oni mnie gonili i nie miałam czasu na refleksje. Usłyszałam ich głosy niedaleko za mną, więc wspięłam się na pobliskie drzewo licząc na to że mnie nie zauważą. Wdrapałam się na jedną z wyższych gałęzi i zaczęłam patrzeć czy nie biegną. Po chwil tuż przy mojej kryjówce przebiegły dwa rozzłoszczone basiory.
- Uff - Odetchnęłam z ulgą gdy tylko przebiegli - Właściwie po co ja ukradłam ten wisiorek? - Powiedziałam zdejmując z szyji srebrny naszyjnik.
- On nie ma żadnego zastosowania, nawet nie jest ładny - Powiedziałam wieszając go na małej gałązce.
Chciałam zrobić krok do tyłu by mu się dokładniej przyjrzeć... Ale poślizgnęłam się na mokrej korze. Spadłam. Rzadko zdarzało mi się z czegokolwiek spadać. Upadek na gołą ziemię nie był najprzyjemniejszym doznaniem jakiego doświadczyłam. Podniosłam się i otrząsnęłam. Trochę bolała mnie głowa i dwoiło mi się w oczach. Może dlatego przestraszyłam się widząc przede mną wilka.
- Nic ci się nie stało ? - Zapytał.
- Nie - Odpowiedziałam lekko zawstydzona tym że widział mój upadek - Jak się nazywasz? - Spytałam.

<Ktoś? > 

niedziela, 7 lutego 2016

Od Orlena

Wzbiłem się w powietrze nadal czując zmęczenie po ciężkiej nocy. Miałem koszmary. Znowu. Już sobie z tym nie radzę. Nie mogę już nawet spojrzeć na moje skrzydła... Są takie czarne i wyglądają jak spalone. Już się do nich przyzwyczaiłem, ale nadal wstydzę się je pokazywać. Na szczęście mogę je chować... Na całe szczęście. Kiedyś nawet chciałem je obciąć z tego wstydu, ale na szczęście mi przeszło. 
Byłem tak zmęczony, że nie zauważyłem stada królików na ziemi. Miały fart. 
Zaburczało mi w brzuchu więc stwierdziłem, że spróbuję złapać coś większego. Obojętnie co. Jako orzeł łapałem raczej małe zwierzęta, ale odkąd mogę używać ognia do pomocy nie ma problemu z większym łupem. Oczywiście nie zmieszczę więcej niż wcześniej, ale wiem, że jestem w stanie to udźwignąć. W sensie to zadanie.
Moje oczy wypatrywały czujnie każdego małego poruszenia. Byłem dokładny i skupiony. Jak z resztą sam wiedziałem już umknęły mi przekąski więc na króliki nie miałem co liczyć, ale znalazłem sarny. byłem bardzo wysoko. Nie było szans by mnie zauważyły.
Zacząłem pikować prosto na nie. Moja ofiara odwróciła się z zaskoczeniem dopiero w ostatnim momencie co nie zmieniło tego, że zginęła od samego uderzenia. Znajdowałem się poza terenami nowej watahy więc nie miałem pewności, że dadzą mi tu zjeść w spokoju posiłek... Musiałem jeszcze przemieścić sarnę w pobliże mojej jaskini. Jeszcze nie latałem takich dystansów z sarną w pysku, ale zawsze musi być pierwszy raz. 
Chwyciłem porządnie sarnę i zamachnąłem się skrzydłami. Tyle wystarczyło uniosłem się na może trzydzieści metrów. Teraz najgorsze było to by wytrzymać to obciążenie. Przez pierwszy kilometr dawałem radę, ale potem byłem już bardzo zmęczony. Nie dawałem jednak za wygraną. Na granicy watahy stwierdziłem, że mogę ustąpić i dać za wygraną. I tak był to mój nowy rekord. Jestem z siebie dumny.
Ledwo wylądowałem padłem na ziemię dysząc. 
Zorientowałem się nagle, że ktoś bardzo uważnie mnie obserwuje.
Wstałem.
Przede mną stała biała wadera z niewiarygodnie pięknymi oczami.
- Witam. - uśmiechnąłem się.
- Witam. Jestem Mounserat. Też jesteś z tej watahy? - zapytała odwzajemniając grzecznie uśmiech.
- Tak... Nazywam się Orlen. Widziałaś jak ląduję?- odpowiedziałem zadając pytanie.
- Tak. Nie było, aż tak trudno cię dogonić. - zachichotała uroczo.
- Nie dziwię się. Byłem wolny jak mucha w smole. Przepraszam za bezpośredniość, ale czy pomożesz mi oporządzić łup? - zapytałem przypominając sobie o zmęczeniu.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
Widać było, że to prawdziwa dam z nienaganną posturą. Szybko się uwijała z pracą za to mi szło bardzo źle.
- Dziękuję za pomoc. Może dałaby się Pani zaprosić na obiad i spacer? - zapytałem szelmandzko.
Tylko pokiwała grzecznie głową i usiadła obok moje zdobyczy. Zaczęliśmy jeść. Właściwie posiłek przemilczeliśmy, a jak już przyszło skończyć ociągaliśmy się. Jednak w końcu skończyć trzeba.
- Czyli długo mnie obserwujesz? - zapytałem nagle.
- Tylko trochę. Nie więcej niż piętnaście minut. - była przygotowana na to pytanie.
- A długo jesteś w tej watasze? - zapytałem.
- A ile to jest długo? - odbiła piłeczkę.
- Nie wiem. Ja na ten przykład od wczoraj. - zażartowałem.
- To w porównaniu do ciebie długo. - zaśmiała się.
I tak przez chwilkę stałem gapiąc się na nią jak taki kołek, ale i tak już gorzej wypaść chyba nie mogłem... Przyszło mi tylko pójść na spacer i pokazać się z lepszej strony.

<Mouns? I jak pani się miewa?>

Od Winter CD. Restii

Warknęłam i szarpnęłam się. Siatka. Tylko tego mi było trzeba. Oczywiście... Mało mam jeszcze problemów. Kopnęłam sama nie bardzo wiedząc czemu. Przecież tak tylko bardziej się zaplączę. To nie ma sensu... Yhh... Myśl sieroto! Przywarłam do ziemi starając się żebym cała zalazła się pod siatką. Żadnych łap wystających poza, ani nic z tych rzeczy. Inaczej się nie uwolnię.
Usłyszałam, że człowiek stara się sforsować barykadę. Mamy mało czasu.
Przesunęłam się do przodu o dosłownie kilka centymetrów. Powolutku i spokojnie. Musi się udać. Nie po to od miesięcy im uciekam, żeby teraz dać się złapać. Lodowata Morderczyni nie przegrywa. Nigdy.
Udało mi się wydostać spod siatki i rzuciłam okiem na barykadę. Człowiek był już blisko... Za blisko. W jednej chwili cała konstrukcja pokryła się lodem i człowiek runął do tyłu.
- Na co czekasz? - warknęłam do Restii.
- Ale... - zaczęła. Dopiero teraz zauważyłam, że jej łapa się zaplątała. Jeszcze z niej nie wylazła... Krótkim szarpnięciem zerwałam siatkę z wadery i odrzuciłam ją na bok. A potem odbiegłam byle dalej od człowieka. Nie dbałam o to czy Restia nadąży czy nie. To jej życie i to ona ma dbać o to, żeby go nie stracić. Ja nie zamierzam ryzykować.

<Restia?>

Nowy basior - Ayer