środa, 10 lutego 2016

Od Ayera

Szedłem wzdłuż klifów. Myślałem nad tym, co teraz mnie czeka, czy tu też będę mógł kontynuować swoje życie takim, jakim jest? Chciałem uwolnić się od tych myśli, wzbiłem się w powietrze. Wzleciałem ponad chmury. Tam niebo było ciemnofioletowe, a chmury przypominały statki pływające po niebie. Znudziło mi się już takie latanie bez popisów, nawet przed samym sobą. Zacząłem więc pikować w kierunku morza. Tuż przed samą taflą wody rozpostarłem skrzydła, a małe kropelki wody uniosły się na chwilę, by za kilka sekund znów stać się jakąś malutką częścią wielkiego morza. Leciałem tak szybko, że w pewnym momencie straciłem kontrolę i obijając się wylądowałem na brzegu, ale czułem, że w coś wcześniej uderzyłem, a może w kogoś? Uniosłem jedno skrzydło. Pod nim leżała jakaś wadera.
- Jak się masz? - spytałem.
- Ty kretynie, nie jesteś tu sam! Uważaj jak latasz! 
- Miło cię poznać, Ayer jestem.

<Jakaś wadera?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz