niedziela, 18 października 2015

Od Cole'a CD. Emmy

 - Cole? - Emma zamrugała na mój widok. Przełknąłem ślinę i pociągnąłem ją za rękę wyprowadzając z jaskini.
 - Cole! Co ty odwalasz?! - żachnęła się wilczyca. Zachowałem milczenie i w jak najszybszym tempie pędziłem przez las słuchając krzyków i obelg wadery, którą ciągnąłem za sobą.
 - Oszczędzaj siły i przestań się drzeć - nabrałem duży łyk powietrza, ale wilczyca nie przestała pytać  i awanturować się, aż w końcu zaparła się nogami o ziemię tak, że ona stanęła w miejscu a ja usiłując z rozpędu się zatrzymać usłyszałem jak coś niewdzięcznie łupnęło mi w ramieniu. Zacisnąłem zęby.
 - Cole, wytłumaczysz mi proszę, co tu się, do cholery, dzieje?! - Zmarszczyła brwi. Zapadła cisza. Słychać było jedynie mój oddech. 
 - Emma... - nie wiedziałem, jak zacząć. - J... jest coś, o czym wcześniej ci nie powiedziałem...
 - No słucham, to powiedz mi teraz - wilczyca wyniośle skrzyżowała ramiona.
 - Proszę cię, posłuchaj, nie mamy na to czasu. Obiecuję ci, że wszystkiego się dowiesz, kiedy już będziemy na miejscu.
 - Na miejscu? Wilku, czy ty siebie słyszysz?! Na jakim miejscu? O czym ty gadasz?! - Spojrzała na mnie poirytowana. - Wyjaśnij mi TERAZ.
 - Emma, błagam cię... - spojrzałem na nią oczami wypełnionymi łzami.
 - Cole... czy ty płaczesz? - Wadera spojrzała na mnie, tym razem z lekkim niepokojem w głosie.
 - N-nie... - natychmiast wytarłem oczy. - Ale jeśli miałaś w planach jeszcze trochę pożyć, to proszę, biegnij za mną...
Emma stała chwilę w milczeniu pogrążona w własnych myślach.
 - Dobrze - powiedziała, po czym po chwili ruszyliśmy w dalszą drogę.
Kiedy już dorównała mi tempa zapytała próbując przekrzyczeć wiatr:
 - Dokąd zmierzamy?
 - Do babci Chio - odkrzyknąłem. - To jedyne miejsce w którym będziemy bezpieczni! Znajduje się za terenami watahy. 
Emma nie odzywała się więcej. W mojej głowie szalały tysiące myśli. Jak on się tu dostał? Skąd wiedział, gdzie jestem? Dlaczego akurat teraz? W jaki sposób udało oddalić się nam tak daleko od niego? Ból w ramieniu był nie do zniesienia. Cały czas powtarzałem sobie, że to już niedaleko. Jeszcze tylko trochę i dobiegniemy! Ale... co ja się oszukuję? Najchętniej położyłbym się na ziemi i rycząc jak małe, głodne niemowlę, czekał aż przyjdzie po mnie i rozszarpie na strzępy. Ale nie mogłem. Odnalazłby Emmę... a tego bym sobie nigdy nie darował.

<Emelson? Wreszcie jakaś akcja xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz