No, zabawa, jak zabawa, ale trzeba się zrewanżować!
Spojrzałem na waderę i uśmiechnąłem się złośliwie opryskując ją całą.
- Ej! - Zaśmiała się.
- Jak ty możesz, to ja też - wyszczerzyłem zęby i zacząłem uciekać wzdłuż brzegu. W końcu wilczyca mnie dopadła i zaciągnęła pod wodę.
Ganialiśmy się tak chyba pół godziny, dopóki Mounse nie stanęła jak wryta wpatrując się przed siebie. Spoważniałem.
- Coś się stało? - Zapytałem przyciszonym głosem.
Zapadła chwila ciszy... chociaż trwała ona trzy sekundy wydawać by się mogło, że to najdłuższe trzy sekundy w moim całym życiu.
- Matko Boska! - Wrzasnęła zrywając się na równe nogi tak głośno, że sam cofnąłem się z przestrachem do tyłu.
- Co się stało? Masz atak?! - Wytrzeszczyłem oczy.
- Nie! Przecież miałam tylko pójść się umyć, a Grace czeka pod moją jaskinią! Ile tu przesiedzieliśmy? - Spojrzała na mnie swoimi świdrującymi oczami.
Przełknąłem ślinę i na wszelki wypadek cofnąłem się jeszcze.
- Chyba około godziny - powiedziałem niemalże niedosłyszalnie. Wadera otworzyła usta i zamilkła na chwilę.
Potem... właściwie nie wiem co się stało, ale wyglądało to mniej więcej tak, że Mounse wyskoczyła z wody z szybkością pioruna i popędziła w stronę lasu, rzucając do mnie tylko:
- Czekaj tu! Niedługo wrócę!
<Mounse? Zakładam, że w drugim pokoju dało się usłyszeć mój archaiczny śmiech w trakcie pisania tego opowiadania :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz