- Hm... - zamyśliłem się zaniepokojony. - Ale tak mocno, czy tylko trochę?
- Ciężko powiedzieć - jęknęła Grace i przewróciła się na drugi bok.
- Może to od tego upału...? Mnie też trochę boli głowa - westchnąłem i przyłożyłem łapę do czoła wilczycy.
- A znałeś kiedykolwiek wilka, którego skręcało w kościach od upału? - Spojrzała na mnie podle.
- A czy to istotne? Chodź, zaniosę cię do jaskini. Tam jest chłodniej, a ty odpoczniesz i poczujesz się lepiej... a ja w tym czasie coś upoluję... może to z głodu? Nic dziś nie jadłaś - delikatnie zawiesiłem waderę na plecach po czym ruszyłem w stronę watahy. Szliśmy tak przez długi czas. Potem zaszło słońce, a ja robiłem się coraz bardziej zmęczony i wycieńczony nieustanną podróżą z kilkudziesięcioma kilogramami na plecach. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy, ale potrząsnąłem głową. Nie. Nie wolno mi zasnąć! Gracie jest w potrzebie.
- Cyndi! Rusz się... zaraz pęknę! - Zaszlochała wilczyca i ukryła głowę w moim futrze. Nagle stanąłem zupełnie zszokowany. Wydawało mi się, że przed chwilą widziałem to drzewo... Nie... to nie jest możliwe.
- Co się stało? - Sapnęła wilczyca. - Dlaczego stoimy? Kiedy dotrzemy do watahy?
- Grace... obawiam się, że zabłądziliśmy - przełknąłem ślinę.
Zapadła cisza.
<Grace? VVenos Bracos Totalificios ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz