wtorek, 1 września 2015

Od Dezessi

Stanęłam jak wryta na widok innego wilka. Dziwnie się na mnie patrzył. Ogólnie wyglądał bardzo dobrze i nawet był przystojny, ale coś mi nie grało. Byłam w końcu daleko poza terenami watah. 
-Cześć.- wymamrotałam.
-Cześć.- odpowiedział.-Jestem Louis.
-Ja Dezessi, ale i tak większość mówi na mnie Deze.- uśmiechnęłam się pogodnie.
Odwzajemnił uśmiech.
Przesuną się nieco w prawą stronę- tak, że wadziłam tylko jego zarys na tle słońca.
-Wydajesz mi się zagubiona.- trafił w sedno.
-Zgadłeś.- przyznałam.-Nieco się zagapiłam.
Stłumił miły i serdeczny śmiech.
-A ty jesteś z watahy mrocznej krwi co nie?- zapytałam z nadzieją.
-No jestem. Może cię tam odprowadzić?- zapytał.
-Nie, nie. Po co tam wracać?!- jęknęłam.
-Jak to?- zdziwił się.-Każdy ma po co wracać do domu.
-Ten dom w takim razie jest przeterminowany.- stęknęłam gdy znów spojrzałam na jaskrawe słońce.
Chwilę pomyślał.
-Może chwilkę ze mną posiedzisz?- zapytałam.
Wyszczerzył zęby w uroczy uśmiech.
-Dobra!
-To możesz się nieco przesunąć? Nie przyjemnie się patrzy na słońce.- zapytałam.
Przesunął się.
Spojrzałam na niebo. Było już nieco ciemnawe. Znaczy, że za jakiś czas zapadnie zmrok. Wtuliłam twarz w mech udający dywan.
-Co cię sprowadziło właśnie tutaj?- zapytałam.
-No cóż… To i tamto.- powiedział zagadkowo.
Z ciekawości, aż usiadłam. Wlepiłam w niego moje niebieskie oczyska i czekałam na reakcję. Troczę wytrzymał pod presją. 
-Możesz mówić mi Kaze.- powiedział nie na temat.
Westchnęłam. Na nic moje gapienie się. Postarałam się przyjrzeć uważnie temu chodzącemu znakowi zapytania. Miał ładne oczy. Taki wręcz nieokreślony kolor błękitu. Futro też miał niczego sobie. A i figura! Wysoki- wyższy ode mnie. Jeszcze wysportowany, ale tak w sam raz! ładnie tak wyglądał, ale i tak wygląd się nie liczy bo pozory mylą kropka! Już się tak na pozorach przejechałam! Nie, nie! Jestem mądra tak się nie dam!
-Powiedz… Masz jakąś rodzinę w watasze?- zapytałam.
-Nie.- wzruszył ramionami.- A ty?
-Tak. Brata.-zastanowiłam się.-Lepiej nawet nic nie mówić!
Trwała przez chwilę cisza. Wręcz nie zręczna.
-Kaze?- zapytałam.-Czemu się nie uśmiechasz?
Spojrzał na mnie zdziwiony pytaniem.
-Po prostu.- odparł uśmiechając się automatycznie.
-Nie ważne.-szepnęłam.-Opowiedz jak się tu znalazłeś!
Charknął.
-Chyba nie ma czasu…- wstał nagle poruszony.
-Jak to?- zdziwiłam się jego zdenerwowaniem.
-Są tu…- nie dokończył bo przerwało mu warczenie.
Zza gąszczu traw wyłoniły się wilki. Właściwie było ich trzy. Każdy z maską na twarzy. Kilka blizn od bata na plecach nosił ten najbliżej nas.
-Co rodzicie na naszym terytorium?- zapytał donośnie.
-To.. To wasze tereny?- spytałam wystraszona.
-Nie udawaj głupiej.- wyrwało się waderze po prawej od CHYBA władcy watahy.
-Cicho bądź!- sykną ten po lewej.
-To może my już pójdziemy…- wycofywał się Kaze.
Władca spojrzał na niego karcąco. Ruszył w jego stronę. Chciał go ugryźć, ale Kaze  był szybszy. Wódź Nagle jakby zdrętwiał. Kaze odszedł na bok. Miał w oczach smutek i wyrzuty sumienia. Wódź zaczął kaszleć. Padł na ziemię i wydał ostatni skowyt. Wadera spojrzała na Kazego z wyrzutem i ruszyła na niego. Zatrzymałam ją gryząc mocno w prawe ramię. Drugi wilk ruszył jej na pomoc, ale jego zatrzymał Kaze. Zaczęła się ostra walka. Wadera była bardzo zwinna i wile razy okazała się szybsza niż ja. Kaze nie miał takiego problemu. Wgryzł się raz w basiora i on posobnie jak wódź padł na ziemię. Gdy Kaze podszedł do mnie i walczącej ze mną waderą poczułam się pewniej i zadawałam trafne ciosy. Gdy Kaze ugryzł ją w ramię zdziwił się ogromnie faktem, że ona nie padła na ziemię. Odepchnęła go tylko łapą by zadać mocniejsze ciosy mi. Zadrapała mnie w samą szyję. Ja przejęłam jej umysł i dałam ją zabić Kazejowi. 
Pojawił się na moim ekranie kilka plamek. Coraz więcej czarnych plamek. I jedna łapa należąca do Kazego. Przyłożył ją do mojej szyi. Zemdlałam.

<Kaze? Nie miałam lepszego pomysłu ;-; Pardon.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz